Ludzie |

Rób, co należy: Jarmiła Rybicka i Kuchnia Konfliktu25.10.2019

Jarmiła Rybicka (fot. Jędrzej Nowicki)

Najpierw był food truck nad Wisłą. Teraz jest kameralny lokal przy Wilczej 60 w Warszawie, gdzie możemy spróbować pysznych bezmięsnych dań ze zmienianego codziennie menu. W warszawskiej Kuchni Konfliktu jedzenie z najróżniejszych stron świata przygotowują, a potem serwują uchodźcy i uchodźczynie, dzięki czemu odzyskują wiarę we własne możliwości, dostają wsparcie, by zacząć nowe życie w Polsce, a także mogą dawać coś od siebie innym.

Film „Rób, co należy” Spike'a Lee będzie świętował swoje 30-lecie podczas tegorocznej edycji American Film Festival. Tytułowa dewiza o działaniu ma odbicie w całym tegorocznym wydarzeniu. Program wypełniony jest filmami o zacięciu społecznym, których bohaterowie mierzą się z problemami otaczającej nas rzeczywistości.

Publikujemy historie ludzi, których działania, inicjatywy, a nierzadko walka o lepsze jutro, idealnie wpisują się w ideę Do the Right Thing. Ci, o których przeczytacie, nie boją się robić tego, co należy: edukować, poszerzać horyzonty, łączyć i wychodzić naprzeciw.

Kuchnia Konfliktu to restauracja i fundacja. Miejsce integracji, wymiany smaków i poglądów. Tu można nie tylko dobrze zjeść, lecz także skonfrontować się ze swoimi uprzedzeniami. I zobaczyć, jak sprawdza się przedsiębiorczość społeczna w praktyce. Wszystko to dzieło aktywistki Jarmiły Rybickiej, która empatię wyniosła z rodzinnego domu. Jednak za przełomowy moment w swoim życiu uznaje roczną podróż w trakcie urlopu dziekańskiego na studiach, kiedy blisko zetknęła się z tematem niesprawiedliwości społecznej. Po powrocie do Polski Jarmiła zaangażowała się w działania Warszawskiej Kooperatywy Spożywczej, która koncentruje się wokół kwestii m.in. suwerenności żywnościowej czy krytyki gospodarki kapitalistycznej. Chcąc pracować blisko ludzi, opiekowała się młodzieżą romską z warszawskiej Pragi. – To było piękne i wzmacniające doświadczenie. W ciągu roku udało mi się wyciągnąć jakieś dwadzieścia dzieciaków z trudnej sytuacji w szkole. Czułam, że rzeczywiście i namacalnie mam pozytywny wpływ na życie innych ludzi – mówi Jarmiła o początkach swojej aktywistycznej drogi.

fot. Jędrzej Nowicki
fot. Jędrzej Nowicki
 

Aktywizm i gotowanie

Dla powstania Kuchni Konfliktu bardzo istotne było zaangażowanie naszej bohaterki w tematy uchodźcze. Wszystko zaczęło się, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, a Jarmiła spotykała się z chłopakiem o ukraińskich korzeniach. Oboje interesowali się losem osób zmuszonych opuszczać swoje miejsca zamieszkania z powodu trudnej sytuacji. Jarmiła udzielała się w nieformalnych grupach aktywistycznych pomagających uchodźcom, które później przerodziły się w takie organizacje jak fundacja Chlebem i Solą czy uchodźcy.info. Ona z kolei stworzyła miejsce dające pracę. Zależało jej na znalezieniu modelu, w którym można by wykorzystać kompetencje uchodźczyń i uchodźców; sprawić, by poczuli się podmiotowo, mieli decyzyjność, a nie byli wyłącznie biernymi odbiorcami pomocy. Dzięki Kuchni Konfliktu migrantki i migranci mogą wyjść z dotkliwej sytuacji wykluczenia ekonomicznego. – Zaczepki na ulicy czy dyskryminacja nie są tak dokuczliwe jak brak pieniędzy na zapłacenie czynszu – podkreśla Jarmiła i dodaje: – Stanięcie na nogi i odzyskanie sprawczości są kluczowe. 

Karmienie żywym przykładem 

Ważne było też wyjście naprzeciw lękom i uprzedzeniom, jakie wobec uchodźców istniały w społeczeństwie. Jedzenie integruje, przełamuje bariery, dlatego też restauracja i spotkania w niej wydały się Jarmile najlepszym sposobem, by oswajać wspomniane lęki, rozmawiać o tym, czym jest migracja, jak i dlaczego migrantki i migranci trafiają do naszego kraju, jaka jest ich sytuacja. – Myślę, że każdy z nas ma w sobie mnóstwo uprzedzeń, nawet mając w miarę liberalne poglądy. Z wielu mocno zakorzenionych w nas stereotypów nie zdajemy sobie często sprawy. Chciałam więc poprzez Kuchnię Konfliktu trafić do tych, którzy mówią, że „akceptują uchodźców, ale… niech ich dzieci nie chodzą z moimi do jednej szkoły” i tak dalej – opowiada nasza rozmówczyni. – Żywimy całe rodziny i wierzę, że bezpośredni kontakt międzykulturowy jest bardziej skuteczny niż jakakolwiek kampania społeczna i wpływa na prawdziwą zmianę. Jesteśmy żywym przykładem, że można fajnie działać w wielokulturowym środowisku, tworzyć w nim przyjacielsko-rodzinne więzi. Zaprzeczamy w ten sposób wielu stereotypom, na przykład, że to uniwersalna zasada, że mężczyźni w islamie nie szanują kobiet. Przykłady można mnożyć – dodaje.

fot. Piotr Spigiel
fot. Piotr Spigiel

Wielokulturowość w praktyce

Oczywiście nie obywa się bez konfliktów, trudności i wyzwań. Udaje się jednak dogadywać mimo barier językowych i innych różnic, które naturalnie występują między pracownikami i pracownicami z różnych stron świata. Na bieżąco dekonstruowane są uprzedzenia genderowe czy kulturowe. – W którymś z początkowych momentów ustaliliśmy, że szanujemy swoje poglądy, które są różne, staramy się pracować zgodnie i nie wymuszać na innych zmiany myślenia, sądząc, że to właśnie my mamy rację; wymieniamy poglądy, a nie narzucamy. Tworzymy razem miejsce wolne od przemocy i dyskryminacji na tyle, na ile to możliwe. Nasze wartości widoczne są w codziennym działaniu. A osobiście ważne dla mnie są również tematy pracownicze – legalne zatrudnienie i ogólnie dobre warunki pracy – podkreśla Jarmiła. 

Smak szczęścia

Choć decyzje w Kuchni Konfliktu zwykle zapadają wspólnie, to z powodów środowiskowych i światopoglądowych założycielka narzuciła regułę, że oferują dania wegańskie i wegetariańskie. Nie wszyscy są do tego przekonani, ale nie stanowi to problemu, a raczej temat wspólnych żartów. Poza tym model wege wyzwolił kreatywność. – Pamiętam, jak wszyscy chcieli serwować swoje narodowe mięsne dania, na przykład Czeczenki pierożki z wołowiną – opowiada Jarmiła. – Szybko okazało się jednak, że wszystkie kuchnie mają mnóstwo ciekawych bezmięsnych propozycji – dodaje.

fot. Trey Wallace
fot. Trey Wallace

Dzielenie się swoimi przepisami, karmienie innych, dawanie czegoś od siebie świetnie wpływa na poczucie własnej wartości. – Nie zapomnę, jak Ayub zrobił pierwszy raz swoje pakistańskie placki i był mocno wzruszony, kiedy wszystkim posmakowały. Oczywiście tak silne emocje są rzadkością, jednak cieszymy się i świętujemy, kiedy komuś coś wyjdzie, bo to daje niesamowitą moc i napęd do dalszego działania – podkreśla nasza rozmówczyni. 

Nowy start

W Kuchni Konfliktu można pracować tak długo, jak się chce, ale w atmosferze wsparcia i stabilności ludzie dość szybko odzyskują wiarę we własne siły i pragną się usamodzielnić. Coraz więcej uchodźczyń i uchodźców przychodzi do Jarmiły ze swoimi pomysłami na własne organizacje pozarządowe czy biznesy. Wraz z fundacją Ashoka lada moment ruszają z inkubatorem przedsiębiorczości dla uchodźców – pomoże on kilku osobom zrealizować marzenia. A Jarmiła wylicza pomysły swoich współpracownic i współpracowników. – Khava chce założyć wegańską cukiernię, Liza swój salon kosmetyczny. Muzafar wraz z żoną chce wprowadzić na polski rynek karmel z kiełków pszenicy „sumanak” – zdrowy, wegański tradycyjny tadżycki produkt. Z kolei Muhamadjon po pół roku założył własną fundację na rzecz kultury tadżyckiej i kanał niezależnej telewizji na centralną Azję. Powiedział mi wprost, że nie byłby w tym miejscu dziś, gdyby nie dostał od nas wsparcia. To najlepsza z możliwych informacji zwrotnych – opowiada aktywistka.

Jarmiła Rybicka (fot. Trey Wallace)
Jarmiła Rybicka (fot. Trey Wallace)
 

Inny system jest możliwy

– Praca u nas to zazwyczaj przejściowy okres, kiedy można w przyjaznych warunkach ogarnąć nową rzeczywistość. Nie jesteśmy tylko knajpą, lecz także fundacją dla szerszej niż stały zespół społeczności. Staramy się wspierać w szukaniu pracy, pomagać w wypadkach życiowych, np. kiedy ktoś musi iść do szpitala czy nie ma dokumentów, pomagamy wypełniać wnioski formalne, czasem organizujemy bezpośrednie wsparcie materialne – wylicza założycielka Kuchni Konfliktu. Tymczasem państwo nie zapewnia odpowiedniego wsparcia uchodźcom i uchodźczyniom. Dostają oni bardzo małą zapomogę przez rok, bardzo długo przebywają w izolacji w ośrodkach dla uchodźców. Kluczowa natomiast jest integracja, pomoc w przystosowaniu się do nowego rynku pracy, lekcje języka, wsparcie psychologiczne. – My nie załatamy dziury systemowej, ale próbujemy zmienić coś na małą skalę; jesteśmy przykładem, że się da i inspirujemy pracodawców, by także zatrudniali migrantki i migrantów – mówi Jarmiła. – Osoby, które były w naprawdę trudnej sytuacji, nie wierzyły w siebie i nie radziły sobie, teraz samostanowią o sobie, odkrywają życie na nowo, zarażają pasją i marzeniami. To wszystko daje mi poczucie sensu i energię do dalszego działania.

Feministka, dziennikarka, redaktorka naczelna feministyczno-erotycznego magazynu „G’rls ROOM”.

zobacz także

zobacz playlisty