25 lat Mission Impossible. Przyglądamy się innym misjom niemożliwym ze szpiegami w rolach głównych21.05.2021
22 maja 1996 roku. Do kin w USA wchodzi właśnie nowy film Toma Cruise’a: przebojowe szpiegowskie kino akcji i atrakcji oparte na popularnym amerykańskim serialu telewizyjnym z lat 60. Dla gwiazdora filmowego było to nie tylko duże wyzwanie aktorskie – takiej postaci jak super-szpieg Ethan Hunt jeszcze nie grał – ale także producenckie, gdyż Mission: Impossible Briana De Palmy był debiutem Cruise’a na tym polu. Jak wszyscy dobrze dziś wiemy, film okazał się przebojem i zrodził jeden z najbardziej imponujących kinowych cykli w historii kultury masowej. Z okazji 25-lecia Mission: Impossible przyglądamy się w zestawieniu innym produkcjom, po które warto sięgnąć, by przeżyć ekscytującą szpiegowską przygodę.
Północ – północny zachód (1959), reż. Alfred Hitchcock
Dzisiejsze kino akcji, wliczając to spod znaku Ethana Hunta, dużo zawdzięcza Hitchcockowi. Najbardziej trzymającym w napięciu i zarazem najbardziej rozrywkowym thrillerem reżysera był Północ – północny zachód, opowieść o pracującym w agencji reklamowej mężczyźnie, który zostaje przypadkowo wzięty za rządowego szpiega i wciągnięty w zawiłą intrygę. Nasz bohater nie chce być chłopcem do bicia, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, ale szybko orientuje się, że sprawa go przerasta, więc wikła się jeszcze bardziej w coś, czego nie rozumie, próbując nie stracić po drodze życia. Tortury, morderstwa, pościgi, słynna scena ucieczki przed samolotem, podwójne i potrójne tożsamości, złoczyńcy wykradający sekretne plany rządowe, zaskakujące zwroty akcji – to tylko część tego, co klasyk Hitchcocka ma do zaoferowania. Film nie przystaje oczywiście wizualnie do dzisiejszych standardów kina akcji, lecz pod względem treści i ciekawej fabuły wyprzedza większość współczesnych przebojów o kilka długości.
Kryptonim U.N.C.L.E. (2015), reż. Guy Ritchie
Podobnie jak w przypadku Mission: Impossible, geneza Kryptonimu U.N.C.L.E. sięga lat 60., gdy serial telewizyjny Normana Feltona oraz Sama Rolfe’a święcił tak duże sukcesy, że w zasadzie w pojedynkę stworzył popyt na szpiegowskie opowieści o tajnych rządowych agencjach, które walczą o dobro świata. O kinowym remake’u mówiło się już na początku lat 90., jeszcze przed Mission: Impossible, jednak dopiero rosnąca popularność flagowej serii Cruise’a spowodowała, że Kryptonim zaistniał na ekranach kinowych… i okazał się klapą finansową, co przekreśliło plany kontynuacji. Być może wynikało to z przyzwyczajenia publiczności do gadżeciarstwa M:I, podczas gdy akcja Kryptonimu rozgrywa się w latach 60., w czasie zimnej wojny, zaś bohaterami są szpieg CIA i agent KGB zmuszeni do współpracy, żeby powstrzymać pro-nazistowskich kryminalistów przed zbudowaniem własnej bomby atomowej. Niezależnie od przyczyny, film jest retro-widowiskiem zrealizowanym z przytupem i świadomością ogrywanej konwencji.
Kingsman: Tajne służby (2014), reż. Matthew Vaughn
Kingsman z kolei wywodzi się z powieści graficznych Mike’a Millara i Dave’a Gibbonsa, które znany z wywrotowego podejścia do filmowej rozrywki Brytyjczyk Matthew Vaughn zamienił w jeden z najbardziej anarchistycznie zabawnych i przekraczających granice szpiegowskiego kina akcji przebojów XXI wieku. Oto historia „trudnego” chłopaka, który zostaje zrekrutowany przez tytułową tajną organizację rządową, po czym staje wraz z kolegami i koleżankami do walki ze zbzikowanym miliarderem z iście absurdalnym planem przejęcia kontroli nad światem. Oto film, w którym twórcy bawią się seksualnymi odniesieniami, głowy niektórych postaci dosłownie eksplodują, a w jednej ze scen wcielający się w stylowego dżentelmena-szpiega aktor Colin Firth dokonuje w morderczym amoku istnej masakry w kościele pełnym ludzi, ale w taki sposób, że widownia pęka ze śmiechu. Kingsman jest rozrywką szalenie specyficzną i w tym sensie różni się od poważniejszej, bardziej klasycznej Mission: Impossible, ale oba filmy mają wiele wspólnego.
Tożsamość Bourne'a (2002), reż. Doug Liman
Jason Bourne – zamieniony w perfekcyjną maszynę do zabijania tajny agent CIA, który stracił w wyniku pewnych wydarzeń pamięć – narodził się pod koniec lat 70. w wyobraźni pisarza Roberta Ludluma. Został zagrany po raz pierwszy w 1988 roku przez Richarda Chamberlaina w średnio udanym projekcie telewizyjnym. Dopiero film Limana, który uczynił Matta Damona gwiazdą kina akcji, pozwolił tej postaci przebić się do kultury masowej. Co więcej, powstały na bazie popularności Mission: Impossible film Limana i Damona, a później dwie kolejne części Paula Greengrassa, wytyczył nową, ekscytującą ścieżkę dla szpiegowskich filmów akcji XXI wieku. Seria Bourne’a wpłynęła zatem nie tylko na tempo i wygląd kolejnych przygód Ethana Hunta, ale także ukształtowała w pewnej mierze nowe podejście do Jamesa Bonda, który w 2006 roku powrócił w ciele Daniela Craiga. Tożsamość to szpiegowska intryga opakowana w porywające wizualnie kino akcji, a w samym środku wydarzeń postać, wobec której trudno przejść obojętnie.
GoldenEye (1995), reż. Martin Campbell
A skoro mowa o najsłynniejszym agencie Jej Królewskiej Mości, warto nadmienić, iż Ethan Hunt w wykonaniu Cruise’a miał być od początku swoistym pastiszem na brytyjskiego szpiega, który po nieudanych produkcjach z lat 80. z udziałem Timothy’ego Daltona zdawał się stracić sympatię wielu widzów. Bond pokazał jednak nowe, ekscytujące oblicze na pół roku przed premierą M:I, zachwycając zarówno światową widownię, jak i wielu krytyków, i stając się jedną z najbardziej cenionych odsłon całej serii. 007 ściera się w GoldenEye nie tylko z nowoczesną technologią satelitarną, ale też z dawnym kolegą po fachu, a wszystko zostaje w interesujący sposób wpisane w ewoluującą geopolityczną i technologiczną rzeczywistość ostatniej dekady XX wieku. W interpretacji reżysera Martina Campbella i aktora Pierce’a Brosnana (z drugim planem Izabelli Scorupco) Bond okazał się godnym konkurentem dla Hunta i nowych filmowych szpiegów, choć błędne decyzje producenckie skierowały go po kolejnych kilku odsłonach na fabularne mielizny.
Ocean's Eleven: Ryzykowna gra (2001), reż. Steven Soderbergh
Co łączy dżentelmena-włamywacza Danny’ego Oceana i jego ekipę zawodowych kryminalistów planujących skok na pilnie strzeżone i ociekające pieniędzmi kasyna Las Vegas z tajną agencją rządową IMF i szpiegami Ethana Hunta? Z jednej strony wątek skoku niemożliwego – w M:I bohater Cruise’a włamuje się do głównej siedziby CIA, by wykraść jedne z najlepiej strzeżonych informacji na świecie – z drugiej zaś ujmująco oldschoolowe z dzisiejszej perspektywy podejście do zabawiania widza. Zarówno w pierwszej części M:I, jak i w Ocean’s Eleven technologia służy rozwojowi postaci, a sceny akcji nie muszą odwracać uwagi od przygotowywanych fabularnych wolt, ponieważ rolę tę pełni ekranowa chemia między aktorami. Takich filmów dziś raczej już się nie kręci, ich czas przeminął, dlatego fajnie raz na jakiś czas przypomnieć sobie, co sprawiało, że były tak dobre. Przerabiając filmowego klasyka Franka Sinatry z 1960 r. Soderbergh zachował w Ocean’s Eleven czar i styl dawnych kryminałów i jednocześnie wprowadził je w XXI wiek.
Włoska robota (2003), reż. F. Gary Gray
Nieco zapomniany remake nieco zapomnianego przebojowego brytyjskiego filmu sensacyjnego z Michaelem Caine’em z 1969 roku. W uwspółcześnionej amerykańskiej wersji ekipa zawodowych złodziei pod wodzą Marka Wahlberga kradnie ponad trzydzieści milionów dolarów w złocie, ale plan bierze w łeb, gdy jeden z kryminalistów, grany przez Edwarda Nortona, ucieka z łupem. Co wypada w takim wypadku zrobić? Dokonać zemsty, co oczywiste, ale w taki sposób, żeby łajdak ucierpiał na tym co najmniej podwójnie. Znakomicie sfilmowane sceny akcji (między innymi w Wenecji), sławetny pościg mocno podrasowanymi Mini Cooperami, włoska mafia, ukraińska mafia, nieustające poczucie iście globalnej przygody, błyskotliwy scenariusz „bondowskich” scenarzystów Neala Purvisa i Roberta Wade’a oraz bezpretensjonalna rozrywka w towarzystwie znanych i lubianych (w obsadzie jeszcze Charlize Theron, Jason Statham i Donald Sutherland) – oto co Włoska robota miała i wciąż ma do zaoferowania, bo film dobrze przetrwał próbę czasu.
Suma wszystkich strachów (2002), reż. Phil Alden Robinson
Gdy wspominamy szpiegowskie filmowe lata 90., skupiamy się przeważnie na Bondzie i Huncie, ewentualnie na parodystycznych zapędach Leslie’ego Nielsena. Prawda jest jednak taka, że przez większość dekady w świecie kina bardziej ceniony był analityk CIA Jack Ryan. Wyciągnięta ze stronic powieści Toma Clancy’ego postać przyjmowała oblicza różnych aktorów – najpierw był to Alec Baldwin (Polowanie na Czerwony Październik), później Harrison Ford (Czas patriotów, Stan zagrożenia), Ben Affleck (Suma wszystkich strachów), Chris Pine (Teoria chaosu) i John Krasinski (serial Jack Ryan). Najbliższym sensacyjnej treści i technologicznej werwie Mission: Impossible był film z Affleckiem w roli młodego Ryana, który stawia czoła neonazistowskiej organizacji dążącej do permanentnej zmiany układu sił w Europie przy pomocy broni atomowej. Film jest świetnym widowiskiem szpiegowskim, trzyma w napięciu do ostatniej minuty i zawiera zaskakującą nawet dzisiaj scenę zamachu bombowego na amerykańskim stadionie.
Atomic Blonde (2017), reż. David Leitch
Choć w filmowych opowieściach szpiegowskich pierwsze skrzypce grają przeważnie mężczyźni (przy czym warto pamiętać o Ilsie Faust i kilku innych bohaterkach serii Mission: Impossible), w kategorii „kopania tyłków” specjalizujący się w efektownych pościgach i akrobacjach agent Hunt ustępuje Lorraine Broughton z Atomic Blonde. Agentka brytyjskiego MI6 jest nie tylko świetnie wyszkolona fizycznie i technicznie, ale też niesamowicie wytrzymała oraz odporna na ból, co jest kluczem do sukcesu w trakcie tajnej misji w zimnowojennym Berlinie przygotowującym się do obalenia Muru. Nakręcony przez współtwórcę sukcesu Johna Wicka film wykorzystuje w pełni dobrodziejstwa technologii cyfrowej oraz wygląd fizyczny grającej główną rolę Charlize Theron, żeby zaprosić widza na osadzone świetnie w zimnowojennej rzeczywistości emocjonujące widowisko akcji, w ramach którego nikt nie jest tym, kim się wydaje, zaś trzask łamanych kości tworzy wraz z wideoklipową stroną wizualną jedyne w swoim rodzaju filmowe doświadczenie.
zobacz także
- Opowieści wielorazowe: dziesięć świetnych filmów, które trzeba obejrzeć przynajmniej dwa razy
Opinie
Opowieści wielorazowe: dziesięć świetnych filmów, które trzeba obejrzeć przynajmniej dwa razy
- Wieki come back zespołu Faces – powstanie pierwszy album od 1973 roku
Newsy
Wieki come back zespołu Faces – powstanie pierwszy album od 1973 roku
- Aktorzy z „Władcy Pierścieni” zachęcają do wsparcia zbiórki na dom J.R.R. Tolkiena
Newsy
Aktorzy z „Władcy Pierścieni” zachęcają do wsparcia zbiórki na dom J.R.R. Tolkiena
- Autor „Odpowiednika Papaya.Rocks" rusza z miesięcznym, podcastowym eksperymentem
Newsy
Autor „Odpowiednika Papaya.Rocks" rusza z miesięcznym, podcastowym eksperymentem
zobacz playlisty
-
David Michôd
03
David Michôd
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks