Każdy kiedyś zaczynał, czyli 10 debiutów znanych reżyserów14.05.2021
Wszystko zaczyna się od pierwszego wrażenia, nie inaczej odbywa się to w kinie. Już na samym starcie pełnometrażowy debiut fabularny określa się mianem „być albo nie być” przyszłych filmowców. A czy zastanawialiście się, jak zaczynali ci, których postrzegamy w kategorii klasyków, czarodziejów wielkiego ekranu? Czy zaczynali z przytupem, zmieniając już na wstępie zasady gry i tworząc nowy kanon, a może stawiali na powściągliwe, zachowawcze rozwiązania? Wybieramy dziesięć – być może nieco zapomnianych – debiutów, które dały początek wielkim reżyserskim karierom.
Śledząc (1998), reż. Christopher Nolan
Swój debiutancki film zrobił za 6 tys. funtów, na ostatni dostał około 35 tys. razy więcej. Zanim zaczął wysadzać w powietrze nieczynne fabryki i samoloty, tak właściwie kręcił na czarno-białej taśmie, bo była tania i pozwalała mu przykryć braki budżetowe. Trudno w to uwierzyć, ale Christopher Nolan zaczynał od głębokiego offu. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet na etapie skromnych początków Brytyjczyk miał na siebie pomysł. Jego debiutanckie Śledząc to historia szukającego weny pisarza, który postanawia śledzić ludzi na ulicach. Zaczyna od przypadkowych przechodniów, po pewnym czasie bierze na celownik już pewien specyficzny typ osób, aż w końcu staje się to nałogiem i… pojawiają się kłopoty. Wkrótce okaże się, że bohater sam jest śledzony przez faceta, za którym wcześniej chodził. Spomiędzy tej zawiłości wyławiamy opowieść o manipulacji, wkradaniu się w ludzki umysł, całość trzyma się oczywiście nielinearnej struktury, która w przyszłości stanie się popisowym zabiegiem reżysera. Zero pościgów, zero wybuchów, a jednak sto procent Nolana w Nolanie.
Bad Taste (1987), reż. Peter Jackson
Zapomnijmy na chwilę o trylogii Władcy Pierścieni wyprodukowanej za 281 mln dolarów i cofnijmy się do czasów, kiedy młody Peter Jackson wraz z kolegami-pasjonatami bawił się w kino klasy B za grosze. Tak powstało Bad Taste – klasyka amatorskiego horroru, na który pieniądze nowozelandzki reżyser wyłożył w dużej mierze z własnej kieszeni. Powstał film o obcych, którzy przybyli na Ziemię w poszukiwaniu nowego… przeboju kulinarnego! Według kosmitów ludzkie mięso jest w stanie zawojować sieć międzyplanetarnych fast foodów i galaktyczne podniebienia. W menu mają się znaleźć m.in.: jelito cienkie w sosie własnym, sapiens-burger i, oczywiście!, mrożone ludzkie móżdżki. Dodajmy do tego nieokrzesanych agentów specjalnych stających do walki z najeźdźcami z kosmosu, wnętrzności wypruwane piłą mechaniczną i sam pomysł, żeby maski obcych były wypiekane w piekarniku matki Petera Jacksona, a otrzymamy jeden z najbardziej przedziwnych debiutów w historii kina. Konia z rzędem temu, kto w roku 1987 przewidział dalszą karierę Nowozelandczyka.
Pojedynek (1977), reż. Ridley Scott
Karierę zaczynał jako twórca reklam, zrobił ich ze dwa tysiące, przeszło dekadę później uznał, że jest gotowy na pełnoprawny fabularny debiut. Zanim jednak Ridley Scott mianował się głównym budowniczym kina science-fiction próbował swoich sił w filmie kostiumowym. Pojedynek powstał jako luźna adaptacja opowiadania Josepha Conrada, akcja filmu została osadzona w czasach wojen napoleońskich. W skrócie historia brzmi mniej więcej tak: dwóch oficerów napoleońskiej armii z powodu drobnego nieporozumienia skacze sobie do oczu. Nie wiadomo do końca o co poszło, jednak mimo to jeden wyzywa drugiego na tytułowy pojedynek. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że panowie będą się tak wyzywać przez kilkanaście kolejnych lat, przy każdej możliwej okazji. Na swój widok chwytają za szable, szpady, pistolety, walczą pieszo i konno. Film Scotta uznano za wyśmienite studium agresji i próżności skrywanych pod płaszczykiem kodeksu honorowego. Za opowieść o sporze bez końca, w którym żadna ze stron nie pamięta już tak właściwie jego przedmiotu. Nagrodę za najlepszy debiut w Cannes wręczył Scottowi nestor włoskiego neorealizmu, Roberto Rossellini. Dwa lata później brytyjski reżyser odleciał w kierunku kina sci-fi, na pokładzie Nostromo.
Ryzykant (1996), reż. Paul Thomas Anderson
John spłukał się w kasynie. Postawił wszystko w blackjacku, nie potrafił jednak liczyć kart. Na co dzień nie ciągnie go do hazardu, zrobił to jednak, aby zarobić pieniądze na pogrzeb matki. John działał w słusznej sprawie, dlatego rękę wyciąga do niego Sidney – wytrawny hazardzista, który postanawia pokazać chłopakowi jak grać, żeby zarobić. Właśnie tak zaczyna się Ryzykant, pełnometrażowy debiut Paula Thomasa Andersona, który nakręcił w wieku 26 lat. Legenda jednak głosi, że miał z tym filmem pod górkę. Pierwsza sprawa – tytuł. Anderson obstawał przy imieniu głównego bohatera "Sydney", producenci zaś bali się, że taki wybór przyciągnie przed ekrany widzów nastawionych na film o Australii i dlatego postawili na nieadekwatne Hard Eight. Druga – montaż. Anderson nakręcił film w niespełna miesiąc, posklejał go w trzy tygodnie, ale przez następny rok toczył batalię ze studiem, które odrzuciło jego wersję i zmontowało całość po swojemu. Kiedy myślał, że pierwszy film został mu odebrany, wziął sprawy w swoje ręce. Za plecami studia wysłał oryginalną wersję filmu do Cannes, zakwalifikował się do sekcji Un Certain Regard i tym sposobem zdobył przepustkę na szerokie wody. Niesubordynacja została mu przez szefostwo wybaczona, rok później świat podbił jego drugi film – Boogie Nights. Tupet jednak popłaca.
Płytki grób (1994), reż. Danny Boyle
Trzy lata później Danny Boyle zrobi kultowy Trainspotting i zapowiedź tego dostajemy już od pierwszych minut debiutu. Prosty grób zaczyna się bowiem od agresywnej, intensywnej muzyki z elektronicznym sznytem, kamera pędzi przez ulice Edynburga, aż w końcu zatrzymuje się na poddaszu kamienicy. Tam też mieszka trójka przyjaciół – księgowy, lekarka i dziennikarz, którzy pilnie poszukują czwartego współlokatora do zrzutki na czynsz. Wkrótce znajdują kandydata idealnego, jednak ten tuż po przeprowadzce umiera, zostawiając po sobie walizkę wypchaną pieniędzmi. Bohaterowie nie zamierzają inwestować w heroinę, jak Renton i jego paczka z Trainspotting, ale z całą pewnością mają podobne ciągoty do bogacenia się kosztem innych. Śmierć współlokatora zatajają, zwłoki ukrywają, kasę przygarniają, jednocześnie ściągając na siebie kłopoty. Co tu dużo mówić – Boyle debiutujący w czarnej komedii z elementami thrillera, Ewan McGregor w pierwszej kinowej roli. Bez tego filmu nie byłoby współczesnego kina brytyjskiego.
Sam przeciw wszystkim (1998), reż. Gaspar Noé
Zaczęło się od średniometrażowego Carne, tam też pewien francuski rzeźnik zarżnął Bogu ducha winnego chłopaka, którego podejrzewał o gwałt córki. Kilka lat później szerzej nieznany Gaspar Noé wrócił do swojego pomysłu, rozwinął go, pokazał, co stało się z ojcem po kilkunastu latach odsiadki i wyjściu z więzienia. Po powrocie rzeźnik próbuje wymazać przeszłość, zacząć wszystko od nowa. Wyjeżdża z Paryża, przenosi się z konkubiną i jej matką do Lille, ale – jak nietrudno się domyślić – próba ta z góry skazana jest na porażkę. Noé w swoim debiucie nie stosuje ani wobec bohatera, ani wobec widza taryfy ulgowej. Na ekranie dokonuje za to dekonstrukcji modelu mieszczańskiej rodziny charakterystycznego dla francuskiego społeczeństwa – uwypukla ekstremalne akty przemocy, wprowadza epizod kazirodczy. Sam przeciw wszystkim był jednak preludium, przystawką do tego, co znamy dzisiaj. Kilka lat później 200 osób opuściło salę w trakcie premiery Nieodwracalnych w Cannes, film sklasyfikowano jako „chory”, Noé został zaś mianowany czołowym enfant terrible francuskiego kina. I jakoś ciągle mu z tym do twarzy.
Kinetta (2005), reż. Yorgos Lanthimos
W latach 90. robił klipy, reklamy, bawił się w eksperymentalny teatr, samodzielnie na dużym ekranie zadebiutował dopiero w 2005 roku. W kontekście początków Lanthimosa dużo mówi się o nominowanym do Oscara Kle, zapomina się jednak o jego wcześniejszej filmie, Kinetta. Akcja rozgrywa się w nadmorskim kurorcie, nieopodal miejsca, w którym przed laty zamordowano kilka młodych kobiet. Bohaterowie to trójka osób, które wspólnie decydują się odgrywać ze szczegółami sceny popełnionych zbrodni. Dziwaczne trio tworzy swoisty plan filmowy – podstarzały policjant wciela się w rolę reżysera, fotograf pełni funkcję operatora, pokojówka hotelowa bierze na siebie zadanie aktorskie. Kinetta ujawniła fascynację Lanthimosa odtwarzaniem ról, sztucznością i umownością naszego języka, a do tego wizją świata odbitą w krzywym zwierciadle, co wybrzmi w pełni w jego późniejszych Alpach. Nakręcony przy minimalnym budżecie debiut Greka sam w sobie okazał się jednak klapą – zebrał cięgi za swoją hermetyczność, nie przypadł do gustu ani widzom, ani krytykom.
Tupiąc i wrzeszcząc (1995), reż. Noah Baumbach
Koniec koledżu, Jane i Grover stają na rozdrożu. Ona planuje wyjechać na studia do Pragi, ma poczucie, że w Stanach czeka ją emocjonalny paraliż. On woli zostać, znaleźć mieszkanie na Brooklynie i tam budować związek. Niezgodność rozdziela na długo zakochaną parę, każde z nich będzie musiało wejść w dorosłe życie na własnych warunkach. Tupiąc i wrzeszcząc to niezbyt oryginalny debiut Noah Baumbach, on sam przyznał się zresztą do czerpania garściami z Metropolitan Whita Stillmana i Diner Barry’ego Levinsona. No cóż, Ameryki w dziedzinie kina o młodych ludziach Baumbach wówczas nie odkrył, mimo to znalazł się w prestiżowym rankingu "Ten New Faces of 1996" Newsweeka obok Kate Winslet i Benicio del Toro. W tym samym czasie Roger Ebert zachwalał jego wprawne oko i ucho do dialogów, ale sam film przeszedł jednak bez echa. Na prawdziwy przełom Baumbach będzie musiał czekać kolejną dekadę. Aż do premiery Walki żywiołów.
Nazwij to snem (1999), reż. Lynne Ramsay
Pierwsze skojarzenie na myśl o kinie Lynne Ramsay: Musimy porozmawiać o Kevinie z demonicznym Ezrą Millerem, albo Nigdy cię tu nie było z zarośniętym, zwalistym Joaquinem Phoenixem, który rozbija oprychom głowy młotkiem. Początki brytyjskiej reżyserki sytuują się jednak bliżej brytyjskiego realizmu społecznego, swój debiut Nazwij to snem osadziła na przedmieściach Glasgow z początku lat 70., które z powodu strajku służb miejskich toną pod zwałami świeci. Na tle pogrążonych w biedzie dzielnic toczy się historia Jamesa – wrażliwego, 12-letniego chłopca, który nieumyślnie doprowadza do śmierci swojego rówieśnika. W nastolatku narasta poczucie wstydu i winy, jednocześnie zaczyna myśleć o ucieczce: od marginesu, beznadziejnego ojca i rówieśników bez przyszłości, gadających w kółko o futbolu. Lynne Ramsay otrzymała za ten film nagrodę im. Carla Foremana dla najlepiej rokującej debiutantki w ramach gali BAFTA, trzy lata później nakręciła jeszcze Morvern Callar z Samanthą Morton i… przepadła na prawię dekadę jak kamień w wodę. Wróciła dopiero w 2011 roku – z wybitnym Musimy porozmawiać o Kevinie.
Pusher (1996) reż. Nicolas Winding Refn
Kiedyś robił na wskroś surowe kino o ludziach wychowanych na ulicach Kopenhagi, teraz podpisuje się inicjałami NWR, co brzmi bardziej jak sygnatura luksusowych perfum, niż obietnica spełnionego kina. Zacznijmy jednak od początku: wychował się w Nowym Jorku, jako nastolatek próbował sił w tamtejszej szkole aktorskiej, ale szybko z niej wyleciał. Potem były prestiżowe zajęcia dla reżyserów w Kopenhadze, ale na własne życzenie je porzucił, żeby poświęcić się pracy nad debiutem. Powstał Pusher – miks kina społecznego spod znaku wczesnego Loacha, kina gangsterskiego, miejscami kina stylistycznego nadmiaru. Intryga jest prosta: Frank, podrzędny handlarz narkotyków traci towar, wpada w długi, szuka sposobu, żeby spłacić swoich dostawców. Film odniósł spektakularny sukces, doczekał się dwóch kontynuacji i zapoczątkował międzynarodową karierę Madsa Mikkelsena. Grany przez niego Tonny był postacią tak charakterystyczną – typ w dresach, tatuaż „respect” na łysej głowie – że aktor obawiał się potem dożywotniego zaszufladkowania w podobnych rolach. Po latach wiemy, że obawy były nieco na wyrost.
zobacz także
- W czyje ręce powędrowała Złota Żaba? Rozdano nagrody na tegorocznym festiwalu Camerimage
Newsy
W czyje ręce powędrowała Złota Żaba? Rozdano nagrody na tegorocznym festiwalu Camerimage
- Wes Anderson prezentuje dokument o tenisie z 1982 r. W zwiastunie „The French” trafiony jest każdy kadr
Newsy
Wes Anderson prezentuje dokument o tenisie z 1982 r. W zwiastunie „The French” trafiony jest każdy kadr
- Logujemy się do przyszłości. Jak będzie wyglądał internet za 10 lat?
Trendy
Logujemy się do przyszłości. Jak będzie wyglądał internet za 10 lat?
- „Nigdy się nie poddawaj”. Życie i kariera sir Alex Fergusona w nowym dokumencie
Newsy
„Nigdy się nie poddawaj”. Życie i kariera sir Alex Fergusona w nowym dokumencie
zobacz playlisty
-
Instagram Stories PYD 2020
02
Instagram Stories PYD 2020
-
Papaya Young Directors 5 Autorytety
12
Papaya Young Directors 5 Autorytety
-
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
12
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
-
Andriej Tarkowski
02
Andriej Tarkowski