Zaskakujące filmowe zakończenia, które zapadają w pamięć na lata30.06.2020
Wydawać by się mogło, że nie ma w kinie nic bardziej satysfakcjonującego niż klasyczne, poczciwe happy endy. Jednak to finałowe nieoczekiwane zwroty akcji, szokujące rozwiązania i pytania bez odpowiedzi – wywracające pierwotną koncepcję i całkowicie zmieniające nasze spojrzenie na film – są jak wyrafinowana gra z widzem, która pozostawia trwały ślad w pamięci. Przypominamy dziesięć legendarnych zakończeń, które sprawiają, że natychmiast mamy ochotę sięgnąć po film ponownie.
American Psycho (2000), reż. Mary Harron
Wall Street: kraina bezwzględnych mężczyzn w identycznych, bajońsko drogich garniturach, przechwalających się nowymi wizytówkami i pięknymi kobietami u boku. W wolnych chwilach zabijają się o rezerwację w najmodniejszych restauracjach, wciągają kokę w toalecie i robią wszystko, by wpasować się w ekskluzywne towarzystwo. Jednym z nich jest Patrick Bateman (Christian Bale), który na tle innych wyróżnia się tym, że jest... seryjnym mordercą. Ale czy na pewno?
Zarówno książka autorstwa Breta Eastona Ellisa, jak i jej adaptacja, to przede wszystkim satyryczne spojrzenie na hedonistyczny styl życia męskich elit lat 80. Efekt nie byłby jednak równie piorunujący bez kultowego, dwuznacznego zakończenia, które przez fanów i krytyków jest analizowane do dziś. W końcowych scenach Patrick wyjawia prawnikowi pełną listę swoich ofiar (twierdząc, że jest ich pomiędzy 20 a 40), ten jednak bierze to za dowcip – wszak z „zabitym” Paulem Allenem był nawet ostatnio na lunchu. A to nie koniec niespodzianek – w apartamencie Paula, w którym odbyła się istna rzeź, trudno wypatrywać poćwiartowanych ciał – panuje tam nieskazitelny porządek, a mieszkanie jest gotowe do wynajęcia. Tymczasem asystentka Batemana znajduje jego notes ze szkicami makabrycznych zbrodni. Czy zatem wszystko było jedynie chorą fantazją psychopaty?
O dziwo, Mary Harron podczas jednej z publicznych debat na temat filmu przyznała, że nie jest do końca zadowolona z jego zakończenia. Jej zdaniem końcowe sceny niepotrzebnie sugerują, że masakra odbyła się jedynie w wyobraźni głównego bohatera – uważa, że Patrick Bateman jest nie tylko psychopatą, ale i mordercą. Pytanie tylko, dlaczego nikt się tym nie interesuje i pozostaje on całkowicie bezkarny.
Siedem (1995), reż. David Fincher
„Co znajduje się w pudełku?” – to pytanie nadal mrozi krew w żyłach. Thriller Davida Finchera utkany jest z wielu drastycznych scen, które 25 lat po premierze filmu nadal mogą wywoływać koszmary, jednak to właśnie jego finał najtrudniej wymazać z pamięci. Kiedy dwóch detektywów (Brad Pitt i Morgan Freeman) w końcu dopada seryjnego mordercę (Kevin Spacey), który wybiera swoje ofiary według specyficznego klucza – siedmiu grzechów głównych, czeka na nich jeszcze jedna „niespodzianka”. Okazuje się, że psychopata, który przyjął mające podkreślić jego anonimowość imię „John Doe”, zamordował także ciężarną żonę Millsa, a na dowód dostarczył pudełko z jej odciętą głową. Sprowokowany detektyw zabija mordercę – nie bacząc na to, że dopełnia tym samym jego „dzieła” – dodając do listy grzechów ten ostatni, gniew.
Co ciekawe, scenarzysta filmu, Andrew Kevin Walker, parę lat temu w wywiadzie dla „Hollywood Reporter” wyznał, że niewiele brakowało, a ostatnia scena filmu wyglądałaby zupełnie inaczej. Projektem początkowo miał się zająć reżyser Jeremiah Chechik, który wykreślił ze scenariusza kultowe zakończenie. Pierwowzór trafił do Finchera w wyniku pomyłki producentów, ale to właśnie kontrowersyjna scena z pudełkiem przyciągnęła jego uwagę na tyle, że postanowił nakręcić film. Zabieg z szokującym finałem był zresztą wykorzystywany przez niego jeszcze wielokrotnie, choćby w zrealizowanym cztery lata później Podziemnym kręgu.
Incepcja (2010), reż. Christopher Nolan
Koncepcja na film, który jest niezwykle intensywną podróżą w głąb nieskończonego świata snów, powstawała w głowie Christophera Nolana przez niemal 10 lat. Efekt spotęgowany został przez nieoczywiste, otwarte zakończenie, które pozostaje jedną z ulubionych zagadek fanów kina – nadal pozbawioną jednoznacznej odpowiedzi.
Leonardo DiCaprio wciela się tu w szpiega przemysłowego, który wraz z grupą ekspertów opanował trudną sztukę wydobywania wartościowych informacji ze świadomości osób znajdujących się w fazie głębokiego snu. By odróżnić świat wyobraźni i rzeczywistości, nosi przy sobie talizman – bączek, który w snach kręci się bez końca. Gdy jego misja kończy się sukcesem i spełnia on swoje marzenia o powrocie do domu i spotkaniu z dziećmi, wprawia go w ruch ostatni raz... Zanim jednak mamy szansę zobaczyć, czy zabawka w końcu się przewróci, pojawiają się napisy końcowe, pozostawiając nas tym samym w stanie zawieszenia – czy to możliwe, że pozorny happy end jest jedynie snem?
Jedną z koncepcji przedstawił Michael Caine, grający mentora i teścia głównego bohatera. W wywiadzie dla „Esquire” przyznał, że przed rozpoczęciem zdjęć dostał od Nolana wskazówkę, że każda ze scen, w której się pojawia, to świat realny – a jak wiemy, występuje on także w ostatnich ujęciach. Bardziej rozmyty obraz sytuacji reżyser przedstawił jednak podczas swojego wykładu na Uniwersytecie Princeton – wytłumaczył, że Cobb padający w objęcia swoich dzieci znajdował się wówczas w „swojej własnej subiektywnej rzeczywistości”. Dla niego samego pytanie o to, czy jest to świat realny czy sen, przestało mieć znaczenie – pobiegł do dzieci, nie odwracając się za siebie. Może zatem granica pomiędzy światem wyobraźni i rzeczywistości nie zawsze jest tak istotna, jak mogłoby się wydawać?
Wyspa tajemnic (2010), reż. Martin Scorsese
2010 rok obfitował w więcej legendarnych filmowych niedopowiedzeń – parę miesięcy przed Incepcją, swoją premierę miała Wyspa tajemnic, psychologiczny thriller będący czwartym wspólnym dziełem kultowego duetu Scorsese-DiCaprio. Reżyser nie żartował, przewidując rekordowe dochody filmu za sprawą końcówki, która odwróci i przewartościuje wszystko, co dzieje się na ekranie – na tyle, że widzowie wrócą do kina, by zobaczyć film z nowej perspektywy. Do czasów Wilka z Wall Street, Wyspa tajemnic była dziełem, które cieszyło się największą popularnością w jego karierze.
Kiedy po dwugodzinnym seansie nieoczekiwanie dowiadujemy się, że szeryf Edward „Teddy” Daniels, prowadzący śledztwo w sprawie tajemniczego zniknięcia jednej z pacjentek szpitala dla psychicznie chorych kryminalistów, tak naprawdę znajduje się na tropie samego siebie – jesteśmy w nie mniejszym szoku, niż sam bohater. Okazuje się, że postać szeryfa to wytwór jego obsesyjnej fantazji, pozwalającej na wymazanie przeżytej traumy i zagłuszenie własnego sumienia. Tuż przed tym, gdy Teddy udaje się na lobotomię, w efekcie której pozbędzie się on wszelkich wspomnień – w tym grzechów przeszłości, z jego ust pada słynne pytanie: „Co byłoby gorsze: żyć jako potwór, czy umrzeć jako dobry człowiek?”. Czy oznacza to, że kontrowersyjna terapia zakończyła się sukcesem, ale dalsze życie w skórze „potwora” byłoby dla niego nie do zniesienia? A może jest to jedynie chwilowy przebłysk świadomości?
Podejrzani (1995), reż. Bryan Singer
Prawdziwa perełka wśród filmów kryminalnych lat 90. W swojej oscarowej roli Kevin Spacey wciela się w drobnego kryminalistę, Rogera „Verbala” Kinta – jednego z dwóch świadków tajemniczej eksplozji na statku, w której życie straciło 27 osób. W zamian za obietnicę nietykalności, Kint raczy detektywów długą, misternie utkaną historią z narkotykami, przekrętami i morderstwami w tle, w której za wszystkie sznurki pociąga wyrachowany mityczny król przestępczego półświatka, Keyser Söze. Dopiero gdy świadek opuszcza komisariat i pewnym krokiem wsiada do samochodu, udaje się złożyć zagmatwaną układankę – okazuje się, że świat, w który wciągnął nas Verbal, był fikcją. Sprawca zamachu wyszedł właśnie na wolność, a jego słowa: „Największa sztuczka diabła polegała na tym, że przekonał ludzi, iż nie istnieje”, stały się cynicznym proroctwem.
Planeta małp (1968), reż. Franklin J. Schaffner
Film, będący swobodną interpretacją powieści Pierre’a Boulle’a, doczekał się też remake'u autorstwa Tima Burtona, ale to właśnie oryginał miał element zaskoczenia, którego zabrakło w nowszej wersji. Słynny plot twist jest na tyle kultowy, że bywał od tamtej pory na wszelkie sposoby interpretowany i parodiowany.
Kiedy grupa astronautów trafia na tajemniczą planetę, na której władzę sprawują inteligentne małpy traktujące ludzi jak niewolników, nic nie wskazuje na to, że największą niespodziankę mamy nadal przed sobą. W finałowych scenach kapitan statku (Charlton Heston), któremu udało się zbiec, idąc brzegiem morza niespodziewanie zauważa szczątki Statui Wolności. Słynne ujęcie ujawnia brutalną prawdę, że tak naprawdę przez cały czas znajdowaliśmy się na postapokaliptycznej Ziemi.
Szósty zmysł (1999), reż. M. Night Shyamalan
Jeśli istnieje jeden reżyser, który szczególnie upodobał sobie grę w kotka i myszkę z widzem – usypiając jego czujność w pozornie bezpiecznym i znanym świecie, tylko po to, by wkrótce wywrócić go do góry nogami – jest nim M. Night Shyamalan. Najbardziej znany zabieg tego typu zastosował w swoim pierwszym kinowym hicie. Szósty zmysł jest historią o chłopcu (Haley Joel Osment), który wyznaje swojemu psychiatrze (Bruce Willis), że posiada niezwykły dar – widzi zmarłych. Końcówka to już klasyk ponad klasykami i jeden z największych filmowych efektów zaskoczenia: wieść o tym, że bohater grany przez Willisa przez cały czas był tak naprawdę duchem, zaskoczyła widzów na całym świecie, a nieoczywista fabuła horroru, jego niezwykła atmosfera i konsekwentnie budowane napięcie zapewniło mu sześć nominacji do Oscara i stałe miejsce w czołówce najpopularniejszych thrillerów wszech czasów.
Inni (2001), reż. Alejandro Amenábar
Tworząc scenariusz swojego przebojowego dreszczowca, Alejandro Amenábar w pierwszej kolejności napisał jego zakończenie, które dwa lata po hitowym Szóstym zmyśle zdołało wprowadzić widzów w nie mniejsze osłupienie. Dopiero oglądając Innych kolejny raz, uważny widz może wypatrzyć tropy wskazujące na to, że nic w tej historii nie jest takie, jak mogłoby się wydawać.
Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z klasycznym filmem grozy, wypełnionym mrocznymi zakamarkami spowitej ciemnością posiadłości (dzieci głównej bohaterki są uczulone na światło dzienne). Gdy dom zaczyna żyć własnym życiem – pianino gra w środku nocy, drzwi same się otwierają, a zasłony odsłaniają bez niczyjej pomocy – atmosfera gęstnieje jak mgła unosząca się nad wyspą i wraz z rodziną Grace (Nicole Kidman) odkrywamy, że bez wątpienia mamy do czynienia z nadprzyrodzonymi mocami. Cały świat wywraca się w momencie, gdy okazuje się, że to nie tajemniczy przybysze, a właśnie rodzina Grace – która zabiła swoje dzieci, a następnie popełniła samobójstwo – to duchy, których nowi właściciele domu za wszelką cenę starają się pozbyć. W niedopowiedzeniach i naszej wyobraźni często tkwi sedno strachu, a utkany z wielu niepokojących akcentów film jest tego doskonałym przykładem.
Oldboy (2003), reż. Chan-wook Park
Jedna z największych sensacji Festiwalu w Cannes w 2004 r. – film był nominowany do Złotej Palmy, otrzymał Grand Prix, a ówczesny przewodniczący jury, Quentin Tarantino, powiedział o jego reżyserze, że to jeden z najbardziej ekscytujących reżyserów kina akcji. Nie brakuje tu charakterystycznego dla obu filmowców krwawego okrucieństwa, legendarnych dialogów i dramatycznych zwrotów akcji. Koreańczyk stara się tu jednocześnie przemycić uniwersalne prawdy o nas samych: w jego świecie jesteśmy więźniami własnych uczuć, pokus i instynktów, które czynią z nas marionetki losu. Największy szok czeka widza pod koniec filmu, kiedy to Dae-su (Min-sik Choi) odkrywa, że w ramach zemsty za dawny, tragiczny w skutkach błąd, został wmanipulowany w romans z własną córką. Zrozpaczony, namawia hipnotyzerkę, by wymazała z jego pamięci prawdę o ukochanej Mi-do (Hye-jeong Kang). Kiedy para spotyka się ponownie i pada sobie w objęcia, wiele pytań zostaje bez odpowiedzi. Czy Dae-su faktycznie zapomniał, kim jest Mi-do?
Psychoza (1960), reż. Alfred Hitchcock
Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć – to chyba najsłynniejszy cytat mistrza suspensu, którego dzieła nadal mrożą krew w żyłach. Hitchcock był jednym z pierwszych filmowców, którzy rozumieli ogromną moc plot twistu, a jedno z najbardziej szokujących zakończeń wszech czasów umieścił on w legendarnej Psychozie.
Myśląc o filmie, momentalnie mamy przed oczami kultową scenę zasztyletowania Marion (Janet Leigh) pod prysznicem. Kim był zabójca? Dopiero pod koniec filmu dokonujemy zaskakującego odkrycia, że seryjnym mordercą jest właściciel motelu, Norman Bates (Anthony Perkins), który dokonuje zbrodni przebrany za swoją zmarłą matkę. Jak tłumaczy jego psychiatra, w wyniku traumy spowodowanej toksyczną relacją, cierpi on na rozdwojenie jaźni, a podczas zabijania obiektów pożądania naprawdę wierzy, że jest Normą Bates. Hitchcock zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby tajemnica antybohatera nie wypłynęła przed czasem – aktorzy i twórcy filmu dostali absolutny zakaz wypowiadania się na ten temat, a w zapowiedziach horroru pojawiła się bezpośrednia prośba do publiczności o nieujawnianie sekretu.
zobacz także
- Dokąd zmierza VR?
Opinie
Dokąd zmierza VR?
- Bez cięć. 6 filmów, które opierają się na jednym ujęciu (lub tylko je udają)
Opinie
Bez cięć. 6 filmów, które opierają się na jednym ujęciu (lub tylko je udają)
- Wojna w domu Royów. Jest zwiastun 3. sezonu „Sukcesji”
Newsy
Wojna w domu Royów. Jest zwiastun 3. sezonu „Sukcesji”
- Jan Komasa, Piotr Sobociński jr: Zakaz wstępu do kościoła
Ludzie
Jan Komasa, Piotr Sobociński jr: Zakaz wstępu do kościoła
zobacz playlisty
-
Nowe utwory z pierwszej 10 Billboard Hot 100 (II kwartał 2019 r.)
15
Nowe utwory z pierwszej 10 Billboard Hot 100 (II kwartał 2019 r.)
-
Lądowanie na Księżycu w 4K
05
Lądowanie na Księżycu w 4K
-
05
-
CLIPS
02
CLIPS