Jan Holoubek: Najpiękniejsza profesja świata
18.09.2020
„Każda minuta rozmowy z Tomkiem Komendą uświadamiała mi, że wszystkie moje problemy tak naprawdę są błahe. Później jego rodzina odwiedziła nas kilkakrotnie na planie. Widziałem niesamowite wzruszenie. Pierwszy raz w swoim zawodowym życiu poczułem tak wielki ciężar odpowiedzialności” – mówi Jan Holoubek, reżyser 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy. Film wchodzi właśnie na ekrany kin.
Jak scenariusz, który napisało życie, przełożyłeś na język filmu?
Jan Holoubek: Po pierwszym przeczytaniu scenariusza chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do autora tekstu, Andrzeja Gołdy. Nie wierzyłem, że to wszystko miało miejsce. Wcześniej znałem historię Tomka dość pobieżnie. Liczba wątków towarzyszących rozgrywającej się na przestrzeni dwudziestu lat historii nie jest możliwa do opowiedzenia w jednym filmie. Wspólnie ze scenarzystą zdecydowaliśmy się na selekcję, wybór tego, na czym się skupiamy.
W jaki sposób?
Za bazę faktograficzną posłużyła nam książka Grzegorza Głuszaka 25 lat niewinności. Historia Tomasza Komendy. Ten reportaż dokładnie dokumentuje sprawę. Natomiast jeśli chodzi o emocje, przebieg dramaturgiczny, to już wymagało ingerencji scenariuszowej i reżyserskiej. Postawiliśmy na dwa wątki – pierwszy dotyczył rodziny, która przez 18 lat utrzymała Tomka przy życiu. Jego mama, pani Teresa Klemańska, nie opuściła przez ten czas ani jednego widzenia. Drugi wątek dotyczy osoby Remigiusza Korejwo – policjanta CBŚ, który w 2015 r. rozpoczął na własną rękę śledztwo i po 3 latach, wraz z prokuratorami Tomankiewiczem i Sobieskim doprowadził do uwolnienia Tomka.
A co było dla ciebie najważniejsze z perspektywy filmowca?
Od początku robiłem film z założeniem, że nie wszyscy wiedzą, co się stało. Opowiadam o chłopaku, który zostaje oskarżony o straszną zbrodnię. Widz musi sam zdecydować o jego niewinności. Istotne było dla mnie budowanie dramaturgii poprzez stawianie pytań, a nie dawanie widzowi wygodnych odpowiedzi. Ale tak właśnie to wyglądało 20 lat temu: ludzie byli przekonani o winie Tomka. Odrzucenie chronologii czasowej i bazowanie na równoległości pomogło wykreować intrygującą narrację.
W filmie obnażasz m.in. mechanizmy wykorzystane do oskarżenia Tomka.
Raz rzucone oskarżenie przykleja się na długo. To kwestia kontekstu wytworzonego przez media, ludzi i system sprawiedliwości. Momentalnie zaczynasz być kimś innym niż jesteś. Tomek Komenda, który nigdy nie skrzywdził muchy, stał się w oczach ludzi mordercą. Został skazany na podstawie sfabrykowanych dowodów, lecz to wiedza, którą mamy dziś. W momencie trwania procesu sprawiały wrażenie tak twardych, że moim zdaniem przekonałyby każdego sędziego.
Czy chciałeś rzucić na kogoś oskarżenie?
Zauważ, że wymiar sprawiedliwości – poczynając od szeregowych policjantów, a kończąc na prokuratorach – zawsze popełnia błędy. Tomek w swoim nieszczęściu miał paradoksalnie olbrzymie szczęście, bo w końcu trafił na ludzi praworządnych, którzy dali mu nadzieję na odmianę losu. Za ich sprawą, po osiemnastu latach Tomka zwolniono z więzienia.
25 lat niewinności… to dramat sądowy i kryminał. Duża część akcji rozgrywa się w więzieniu. Jak kręciliście te sekwencje?
Pomagał nam konsultant – pan Tomasz, który jest byłym osadzonym. Korygowaliśmy scenariusz zgodnie z jego uwagami. Nikt, kto nie był w więzieniu, nie jest w stanie odtworzyć czy opisać tego, co tam się dzieje. Hierarchia i sposób komunikacji jest niezwykle charakterystyczny dla konkretnego przedziału czasowego. W końcówce lat 90. i po roku 2000 wciąż obowiązywał system grypserki, który teraz jest w zaniku. Zdjęcia więzienne nie należą do łatwych. To miejsce deprymuje, człowiek traci tam energię i wiarę w świat. Więzienne bloki, korytarze i plenery kręciliśmy w prawdziwych zakładach karnych, celę zaś zbudowaliśmy na hali zdjęciowej.
Jesteś byłym operatorem. Domyślam się, że z tego powodu szczególnie istotna musi być dla ciebie warstwa wizualna filmu. Jaki był do niej klucz?
Wraz z autorem zdjęć, Bartkiem Kaczmarkiem, postanowiliśmy opowiedzieć historię w dwóch pozornie wykluczających się estetykach: wątek Tomka w sposób paradokumentalny, kamerą „z ręki”, podglądającą. Wątek Remigiusza klasycznie, a nawet nieco staroświecko, z użyciem jazdy i zooma. Oba wątki różni też faktura obrazu. O dziwo tak mocne zderzenie stylów nie jest wcale wyczuwalne. Działa na widza raczej podprogowo.
Opowiadasz ten film z amerykańskim sznytem, ale nie zapominasz o polskim tle społecznym końcówki lat 90.
Historia jest hollywoodzka, ale wydarzyła się u nas. Jestem Polakiem, znam i kocham ten kraj, zależało mi na tym, aby wiarygodnie odtworzyć tamtą atmosferę, co nie jest łatwe. Wbrew pozorom prostsze jest przedstawienie lat 80., z czym miałem do czynienia kręcąc serial „Rojst”.
Dlaczego?
Lata 90. w Polsce to chyba najpaskudniejszy okres – zarówno w architekturze, dizajnie i modzie. Nie jest łatwo przenieść tamten czas na ekran. Myślę, że za 10 lat nabierzemy większego dystansu i będzie łatwiej opisać czasy potransformacyjne. Powoli rozkręca się moda na ten okres. Pokolenie urodzone w latach 90. chce oglądać swoje dzieciństwo na ekranie. Lata 90. w serialu i kinie nadciągają wielkimi krokami. Ale w naszym przypadku chodziło o coś innego. Najważniejsze było wiarygodne odtworzenie tła dla tragedii, która spotkała Tomka i jego rodzinę.
W filmie nie sposób nie zwrócić uwagi na silny duet debiutującego na ekranie Piotra Trojana z Agatą Kuleszą. Jak ich dobrałeś?
Od początku wiedziałem, że kluczem do sukcesu będzie znalezienie odtwórcy roli Tomka. Gdy dostałem plik z nagraniem Piotrka Trojana, spadłem z krzesła. Zrobił na mnie piorunujące wrażenie sceną, gdy pod presją policjantów przyznaje się do pobytu w Miłoszycach. Wiedziałem, że musi zagrać tę rolę. Równolegle rozpoczęliśmy poszukiwania matki Tomka. Kiedy na zdjęciach próbnych pojawiła się Agata Kulesza, sprawa była pozamiatana. Od razu poczułem emocje w ich relacji.
Jakie wrażenie odniosłeś po rozmowie z Tomaszem Komendą, kiedy odwiedziłeś go jeszcze przed realizacją filmu?
To było bardzo emocjonujące spotkanie. Każda minuta rozmowy z Tomkiem uświadamiała mi, że wszystkie moje problemy tak naprawdę są błahe. Później jego rodzina odwiedziła nas kilkakrotnie na planie. Widziałem niesamowite wzruszenie. Pierwszy raz w swoim zawodowym życiu poczułem tak wielki ciężar odpowiedzialności. W trakcie zdjęć nie zdawałem sobie z tego do końca sprawy i to chyba dobrze. Dopiero później dotarło do mnie, że na ten film czeka cała Polska. Zawód reżysera, mimo wielu trudności i stresów jakie mu towarzyszą, to niewątpliwie najpiękniejsza profesja świata. Pozwala mówić o sprawach ważnych, tworzyć rzeczy, które mogą zmienić otaczającą nas rzeczywistość.
zobacz także
- Nico Walker: Nie chcę już być dupkiem
Ludzie
Nico Walker: Nie chcę już być dupkiem
- Christopher Nolan: Samotność długodystansowca
Ludzie
Christopher Nolan: Samotność długodystansowca
- Zygmunt Miłoszewski poleca swoje ulubione seriale przygodowe (i jedną serię filmów)
Opinie
Zygmunt Miłoszewski poleca swoje ulubione seriale przygodowe (i jedną serię filmów)
- „To film o zwyczajnych ludziach”. Rozmawiamy z Manele Labidi, reżyserką „Arab Blues”
Ludzie
„To film o zwyczajnych ludziach”. Rozmawiamy z Manele Labidi, reżyserką „Arab Blues”
zobacz playlisty
-
Instagram Stories PYD 2020
02
Instagram Stories PYD 2020
-
Original Series Season 1
03
Original Series Season 1
-
PZU
04
PZU
-
Teledyski
15
Teledyski