Lenny Abrahamson: Większość seriali wali w nas młotkiem. My zrobiliśmy inaczej02.06.2022
Frances i Bobbi razem studiują, razem startują też w slamach poetyckich. Pewnego dnia poznają starsze od siebie małżeństwo, Nicka i Melissę – ona jest eseistką, on aktorem. Bobbi rozpoczyna flirt z Melissą, Frances wdaje się w romans z Nickiem. Tak w dużym skrócie przedstawiają się losy bohaterów Rozmów z przyjaciółmi – debiutanckiej powieści Sally Rooney, którą okrzyknięto „Salingerem ery Snapchata”.
W piątek, 3 czerwca na platformę HBO Max trafi serial na jej podstawie. Za kamerą stanął Lenny Abrahamson, który po raz kolejny podjął się ekranizacji prozy popularnej pisarki, a którego serialowa adaptacja Normalnych ludzi okazała się wielkim sukcesem. Z reżyserem rozmawiamy o Dublinie jego młodości, różnicach między pokoleniem jego rówieśników a millenialsów, a także o tym, dlaczego rozmowy z przyjaciółmi wydają się potrzebne jak nigdy wcześniej.
Miejsce, w którym rozgrywa się akcja powieści Sally Rooney, to Dublin – twoje rodzinne miasto. Kiedy sam byłeś w wieku głównych bohaterek wyglądało pewnie trochę inaczej.
Lenny Abrahamson: Zupełnie inaczej, dlatego tak bardzo zafascynowały mnie książki Sally. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to podobieństwa i różnice między tym, jak sam tego miasta przed laty doświadczałem, a jak doświadczają go bohaterowie. W czasie zdjęć ciekawy był dla mnie powrót do Trinity College – kiedy patrzyłem na to miejsce przez kamerę, miałem wrażenie, że mimo upływu lat nic się nie zmieniło, jakby czas się zatrzymał. Ta sama biblioteka, ten sam kampus. Ludzie, niezależnie od pokolenia, musieli zawsze czuć to samo, kiedy przekraczali szkolne mury po raz pierwszy. Jest jeszcze jedna ponadczasowa rzecz, wspólna dla wszystkich pokoleń: intelektualne podniecenie, które towarzyszy poznawaniu literatury i zawiązywaniu przyjaźni. Ale pewne rzeczy radykalnie się zmieniły.
Na przykład?
Dublin z lat 80., a w zasadzie cała Irlandia, była bardzo katolicka. Władza Kościoła, odwieczny autorytet instytucji, kładły się cieniem na życiu ludzi. W 1983 r. odbyło się referendum, które skutkowało wprowadzeniem poprawki do konstytucji zatwierdzającej bezwzględny zakaz przerywania ciąży. Już wtedy panowało drakońskie prawo antyaborcyjne, ale pewne środowiska, związane również z Kościołem, chciały to dodatkowo zaostrzyć. W ogóle seks był obszarem tabu, o którym się nie mówiło. Albo mówiło się cicho, półgębkiem. To ciekawe, że w powieściach Sally tego typu pytania o rolę Kościoła, z którymi ja żyłem na co dzień, nie istnieją. Nie ma nawet krytyki, opozycji – temat zniknął z pejzażu młodych Irlandczyków.
Każde pokolenie ma inne potrzeby, inny stosunek do świata. Ma też inne problemy.
Sally pisze o ludziach żyjących w gigantycznej niepewności. Z poziomu praktycznego – może chodzić o lęk o ich własną, jednostkową przyszłość. Nasze pokolenie wiodło bardziej stabilne życie. Ludzie mieli w pewnym sensie zapewnioną możliwość, czy też perspektywę kupienia domu na własność lub bezpiecznego, regularnego czynszu. Dzisiaj to coś bardzo kruchego, nietrwałego. Z drugiej strony, niepewność dotyka globalnej skali. Na horyzoncie widać widmo prawdziwej katastrofy – globalnego ocieplenia. Jak się nad tym zastanowić, ja też wychowałem się w podobnym lęku. Tylko zagrożenie było bardziej namacalne.
Widzimy ciąg kryzysów, krachów i zniechęceń – zawirowania w sektorze finansowym, upadek demokracji, umocnienie autorytarnych reżimów. Do tego pandemia, wojna i kwestia klimatu. Trudno w takim świecie mieć poczucie sensu i myśleć o przyszłości.
Namacalne?
Dorastałem na przełomie lat 70. i 80. To był środek zimnej wojny, nie dało się wykluczyć konfliktu nuklearnego. Zagrożenie miało jednak konkretny kształt. Żyliśmy w świecie podzielonym na Zachód i Wschód. Dzisiaj możemy rozprawiać nad postawą świata zachodniego w tamtym momencie, ale wtedy było jasne, że wróg stoi po wschodniej stronie. Na tym polega różnica w stosunku do dzisiejszej generacji – poczucie zagrożenia i strachu jest o wiele bardziej nieuchwytne, przytłaczające, ponieważ nie można być pewnym, z której strony nadejdzie cios. Widzimy ciąg kryzysów, krachów i zniechęceń – zawirowania w sektorze finansowym, upadek demokracji, umocnienie autorytarnych reżimów. Do tego pandemia, wojna i kwestia klimatu. Trudno w takim świecie mieć poczucie sensu i myśleć o przyszłości. Bohaterowie książek Sally, zresztą jak ona sama, są motywowani polityczne, deklarują się jako marksiści, więc widzą możliwe scenariusze przyszłości świata. Problem w tym, że trudno im w obecnej sytuacji zobaczyć drogę, która mogłaby do tego prowadzić.
Mówimy ciągle o różnicy pokoleń, ale czy widzisz jakieś podobieństwa?
Na studiach znałem ludzi, którzy przypominają mi Connella i Marianne z Normalnych ludzi, a także bohaterów Rozmów z przyjaciółmi. To znaczy ludzi, którzy mieli w sobie wystarczająco dużo siły, by myśleć i żyć niekonwencjonalnie. Nie zapominajmy, że mówimy o latach 80., kiedy tkanka społeczna była bardziej konserwatywna. Mimo to znałem wielu gejów, którzy odważyli się na coming out. Przyjaźniłem się z ludźmi, którzy na wiele sposób wyłamywali się z tradycyjnych modeli. Dzisiaj ta postawa się ugruntowała, czego nauczyły mnie książki Sally, ale też praca nad serialami. Kiedy poznałem Daisy Edgar-Jones i Paula Mescala, a potem Alison Oliver zrozumiałem, że historie na ekranie są spójne z ich własnymi przeżyciami.
To było dla ciebie spotkanie międzypokoleniowe.
Na pewno. Jestem ojcem, mam dwójkę dzieci, ale dużo młodszych. Nie ma w moim życiu ludzi w wieku dwudziestu paru lat. To było dla mnie coś nowego, ale nasze spotkanie zostawiło mnie z optymistycznym wrażeniem. Nawiązałem bardzo silne przyjaźnie z tymi ludźmi, mimo że dzieli nas prawie czterdzieści lat różnicy. Poczułem z nimi więź, jaką czułem do ludzi ze szkoły, kiedy byłem w ich wieku. To oczywiście inny rodzaj relacji. Z mojej strony ma ona wymiar rodzicielski – staram się otaczać ich opieką. Co wcale nie oznacza, że traktuję ich protekcjonalnie. Wprost przeciwnie. Wydaje mi się, że to właśnie oni mnie czegoś uczą, coś nowego mi pokazują – są pokoleniem ludzi pewnych siebie, pozytywnych i świadomych tego, co dzieje się na świecie. Paul i Alison są o wiele bardziej dojrzali niż ja byłem w ich wieku. To poczucie jest dla mnie bardzo budujące.
Ale pewne rzeczy się nie zmieniają: to, co rzuca się w oczy w powieściach Sally Rooney, to waga różnic klasowych, która dzisiaj też dotyka młodych.
Rzecz w tym, że mimo tej całej liberalizacji w zakresie norm społecznych, odrobienia lekcji z gender, jedno się nie zmienia – różnica oddzielająca biednych od bogatych. Nawet jeśli spojrzymy na Trinity College, to zobaczymy, że obecne władze szkoły starają się przyjmować dzieciaki z różnych środowisk, ale wciąż znaczną większość stanowią uczniowie z wyższej klasy średniej. Ta granica się nie przesuwa.
W gruncie rzeczy o tym są Normalni ludzie – relacji między ubogim chłopakiem a bogatą dziewczyną, którzy nie powinni nawet się spotkać. Jak myślisz, co ich połączyło?
Na tym polega tajemnica miłości i pożądania, która dotyka ludzi. Sądzę, że Connella i Marianne przyciąga do siebie rodzaj intelektualnego pokrewieństwa. Dla niego możliwość wyrażania swoich myśli, formułowania przed kimś poglądów, których nie formułował nigdy wcześniej, jest czymś ekscytującym. Najbardziej jednak elektryzująca, radosna staje się dla nich wzajemna szczerość. Będąc razem, mogą wreszcie być sobą. Marianne nie musi niczego udawać – może zrzucić z siebie pancerz, być mniej agresywna wobec innych ludzi, ale też wobec siebie. Tak samo jest z Connellem, który nie musi już dłużej żyć zgodnie z zasadami wyznawanymi przez swoich przyjaciół.
A Frances i Nick, bohaterowie Rozmów z przyjaciółmi?
To znacznie bardziej skomplikowane. Każde z nich jest zdominowane przez drugą osobę w relacji. Przyjaciółka i zarazem była dziewczyna Frances, Bobbi, jest osobą bardziej towarzyską, dominującą. Zaś Nick podobną relację tworzy w małżeństwie – on jest jednostką pasywną, a jego żona Melissa jest tą aktywną i sprawczą. Bohaterowie odnajdują więc w sobie ten rodzaj podobieństwa, ale coś głębszego jest tu na rzeczy. Frances wierzy, że jest bezsilna w świecie, uważa, że to Bobbi jest tą, która ma w sobie towarzyską rezolutność, zuchwałość. Przy Nicku testuje, czy w podobny sposób może dotrzeć do świata – czy może być tą osobą dowodzącą, czyimś autorytetem. Jeśli chodzi o niego, jego poczucie bezwartościowości jest silne na początku historii, stąd uwaga młodej, pięknej kobiety staje się dla niego rodzajem upojenia. Natura tej relacji się jednak zmienia – początkowy eksperyment staje się czymś prawdziwym.
Myślisz, że bohaterowie książek Sally to faktycznie tacy „normalni ludzie”?
Podejrzewam, że jest coś ironicznego w tym tytule. Gdy przyjrzymy się bliżej Connellowi i Marianne, zobaczymy, że wcale nie są zwyczajni, ale niezwykle specyficzni, mają konkretne cechy. To może być wniosek, który płynie z historii, które pisze Sally – każdy jest pełen detali i sprzeczności, co czyni nas wyjątkowymi. Nigdy jednak jej o to nie dopytałem.
Pamiętasz, jak to było, kiedy pierwszy raz czytałeś jej książki?
Tak, zaczęło się od Rozmów z przyjaciółmi. Zachwyciłem się, bo pierwszy raz miałem szansę wsłuchać się w głos tego pokolenia. Najbardziej uderzający był jednak sposób, w jaki Sally pisze – oszczędny, pozornie najzwyklejszy. Nie wiem, czy czytałeś jej książki w przekładzie czy w oryginale, ale po angielsku brzmią bezpośrednio, dosłownie, nie ma tam żadnych językowych dekoracji. To bardzo na mnie, jako reżysera, podziałało i pozwoliło wejść w skórę postaci. Zamierzeniem serialu było to, by dać widzom poczucie bycia blisko z nimi. Firma, z którą pracowałem, czyli Element Pictures, zakupiła prawa do obu powieści Sally, ale nie wyobrażałem sobie, że można zrobić z tego film. Wtedy przeczytałem wersję roboczą Normalnych ludzi i poczułem, że to materiał na kawał dobrej telewizji – książka miała epizodyczną strukturę, historia była połamana na odłamki. Ale powiem zupełnie szczerze, że nie planowałem tego robić.
Dlaczego?
Po filmie Ktoś we mnie zdecydowałem, że nie chcę już robić adaptacji. To był ten moment, w którym chciałem skupić się na autorskiej historii, by nie być do końca życia kojarzonym jako facet od przekładów tekstów literackich. Pokochałem jednak Normalnych ludzi do tego stopnia, że nie mogłem odmówić. Tak samo było z Rozmowami z przyjaciółmi. W ten oto sposób człowiek, który miał porzucić adaptacje, ma na koncie kolejne dwie (śmiech).
W naszych serialach najwięcej dzieje się nie w dialogach, ale w ciszy. Najciekawsze w książkach Sally są momenty między rozmowami, w których pojawiają się mikroobserwacje na temat tego, jak ludzie się czują.
Te historie, jak wszystkie historie miłosne, są oparte na rozmowach, które z czasem stają się swoistym polem bitwy. Pokazanie tego na ekranie musiało być wyzwaniem.
Tak, dlatego trzeba było ubrać to w odpowiednią formułę. W naszych serialach najwięcej dzieje się nie w dialogach, ale w ciszy. Najciekawsze w książkach Sally są momenty między rozmowami, w których pojawiają się mikroobserwacje na temat tego, jak ludzie się czują. Te chwile wyciszenia chcieliśmy zachować, aby wiele myśli pozostało niewypowiedzianych. Gdybyśmy zrobili adaptację rozgadaną, coś by nam umknęło. Na tym zresztą polega sztuka filmowa. Pisarki i pisarze mają słowo, czyli narzędzie, które pozwala precyzyjnie opisać, co dzieje się w głowach bohaterów. Filmowcy mają twarze aktorów, które mogą wyrazić to samo, tylko na nieco inny sposób. I na tym polega również sukces tego serialu – Normalni ludzie byli jednym z nielicznych przykładów „cichej telewizji” w tym czasie. W podobnym momencie pojawiły się tak wspaniałe, ale jednocześnie intensywne rzeczy, jak Euforia i Sukcesja. Większość seriali wali nas dzisiaj młotkiem przez ekran. A my zrobiliśmy coś dokładnie odwrotnego. Kiedy wszyscy dookoła krzyczą, a ty szepczesz, to zwraca uwagę ludzi. Tego szeptu jest jeszcze więcej w Rozmowach z przyjaciółmi.
A co znaczą dla ciebie te tytułowe rozmowy z przyjaciółmi?
To ważna część mojego życia. Uważam się za szczęściarza, że mam wokół siebie wielu przyjaciół – niektórych z nich znam jeszcze z czasów dzieciństwa. Stephen Rennicks, autor muzyki do Normalnych ludzi i Rozmów z przyjaciółmi, ale też moich poprzednich filmów, to człowiek, którego znam odkąd skończyłem 9 lat. Od tamtego czasu jesteśmy ciągle blisko, bez przerwy ze sobą rozmawiamy. Producenta Eda Guineya poznałem, jak miałem 15 lat. Teraz razem pracujemy. Na początku mówiliśmy o ciągłym stresie i zagrożeniu, które towarzyszy ludziom w dzisiejszym świecie. Nie znam lepszego lekarstwa na to niż rozmowy z ludźmi, których się kocha, którzy nas rozumieją i odbierają świat w ten sam sposób. Nie wiem, czy niesie to jakąś wartość globalnie, ale nie wydaje mi się, żeby istniało coś bardziej wartościowego dla pojedynczego człowieka.
Mówisz o ludziach, którzy pracowali z tobą także przy twoich filmach, m.in. Franku i Pokoju. Planujesz powrót na duży ekran?
W tym momencie czytam wiele scenariuszy, ale zarazem powoli dochodzę do wniosku, że lepiej dać sobie trochę czasu i samemu coś napisać. Pracuję nad historią, która będzie powrotem do mojego dzieciństwa. Do Dublina, w którym się wychowałem.
Jak Belfast Kennetha Branagha?
Będzie to opowieść mniej nacechowana krajobrazem społeczno-politycznym, a bardziej skupiająca się na mojej rodzinie. Dorastałem w małej żydowskiej społeczności w Dublinie. To będzie też historia moich dziadków, rodziców, chciałbym oddać atmosferę tego, jak wyglądało ich życie w późnych latach 70. Mniej sentymentalna, bardziej mroczna niż Belfast.
Lenny Abrahamson – irlandzki reżyser i scenarzysta. Urodził się w 1966 r. w Dublinie. Na początku lat 90. realizował krótkie formy i spoty reklamowe. Jego fabularny debiut „Adam & Paul” (2004) był pokazywany na licznych festiwalach, a kolejny film – „Stacja benzynowa” (2007) trafił do prestiżowej sekcji Directors’ Fortnight w Cannes. Uznanie krytyki przyniósł mu „Frank” (2014) z Michaelem Fassbenderem i Maggie Gyllenhall w rolach głównych oraz „Pokój” (2016) z oscarową rolą Brie Larson. Na podstawie prozy Sally Rooney zrealizował dwa seriale dla platformy Hulu: „Normalni ludzie” (2020) i „Rozmowy z przyjaciółmi” (2022).
zobacz także
- Imprezowe rozmowy. Garść tematów, które warto wypróbować – np. na Finally: Gala Papaya Young Directors Papaya Young Creators
Opinie
Imprezowe rozmowy. Garść tematów, które warto wypróbować – np. na Finally: Gala Papaya Young Directors
- Walka o ekologię na talerzu
Trendy
Walka o ekologię na talerzu
- „Cry Macho”: Clint Eastwood jako była gwiazda rodeo w wyreżyserowanym przez siebie filmie
Newsy
„Cry Macho”: Clint Eastwood jako była gwiazda rodeo w wyreżyserowanym przez siebie filmie
- „Amelia” kończy 20 lat, a my wybieramy 10 filmów, którym blisko do kultowego dzieła Jean-Pierre Jeuneta
Opinie
„Amelia” kończy 20 lat, a my wybieramy 10 filmów, którym blisko do kultowego dzieła Jean-Pierre Jeuneta
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
Tim Burton
03
Tim Burton
-
Original Series Season 2
06
Original Series Season 2
-
05