Opinie |

10 spin-offów, które nigdy nie powstały. A szkoda17.06.2021

kadr z filmu „Truman Show”

Czuliście kiedyś po seansie dobrego filmu uczucie niedosytu związanego z tym, że z braku czasu jakiś intrygujący bohater drugiego planu lub interesujący wątek poboczny nie został rozwinięty wystarczająco dobrze, by spełnić swój filmowy potencjał? Swoisty żal, że można było więcej, szerzej, być może lepiej? Że fajnie by było, gdyby ktoś poświęcił mu spin-off, osobny film, który skupiałby się tylko na nim, pogłębiając też wątki oryginalnej produkcji? W zestawieniu przyglądamy się dziesięciu takim bohaterom i motywom.

Charon (Lance Reddick), John Wick

Trylogia Johna Wicka może pochwalić się wyjątkowo ekscentrycznym oraz morderczym drugim planem wszelkiej maści zabójców z dziwnym akcentami, fetyszami i ksywkami. Można by w zasadzie obdzielić nimi kilka pomniejszych produkcji i jeszcze by zostało. Najciekawszą naszym zdaniem postacią zasługującą na osobny film jest jednak ta najmniej krzykliwa: Charon, konsjerż nowojorskiego Hotelu Continental, neutralnej przestrzeni, w której śmiertelni wrogowie mogą po uiszczeniu odpowiedniej opłaty znaleźć chwilowy azyl od niebezpieczeństw czyhających ich na zewnątrz. Elegancki, opanowany, owiany aurą ekscytującej tajemnicy Charon stoi na straży reguł rządzących hotelem, ale kiedy trzeba, jak w części trzeciej, chwyta za broń i pokazuje swoją inną stronę. Film z Charonem w roli głównej mógłby rozgrywać się równolegle do już zakończonych wydarzeń z cyklu, rozszerzając i tak mocno rozbudowaną stronę mitologiczną Johna Wicka.

Davy Jones (Bill Nighy), Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka

Chociaż poza Klątwą Czarnej Perły wszystkie części Piratów z Karaibów w taki czy inny sposób zawodziły, zdaje się, że jeden z najsłynniejszych kinowych cyklów XXI wieku doszedł do muru, którego nie jest w stanie pokonać. Jeśli rzeczywiście kolejnym krokiem będzie reboot serii, czyli rozpoczęcie wszystkiego od nowa, z innymi aktorami oraz nowymi wątkami, ale też wracając do już znanych i lubianych postaci, idealnym pomysłem byłoby poświęcić więcej czasu Davy’emu Jonesowi. Nieustraszony kapitan Latającego Holendra, który dzięki ośmiornicopodobnej brodzie i morderczym instynktom stał się postrachem mórz, okazał się w filmowej interpretacji ukrytego pod warstwą CGI aktora Billa Nighy postacią efektowną i tragiczną. Melancholijnym potworem, którego trawi gorycz utraconej na zawsze miłości. W Skrzyni UmarlakaNa krańcu świata Jones był niestety ledwie dodatkiem, podczas gdy jego historia to potencjał na naprawdę świetne kino.

Funkcjonariusze Slater (Bill Hader) i Michaels (Seth Rogen), Supersamiec

Komediowych duetów nigdy za wiele. Zwłaszcza duetów policyjnych, gdy znający się na wylot partnerzy potrafią kończyć za siebie zdania, bawić wzajemnymi docinkami, popisywać się popkulturowymi inwektywami, a przy okazji wykonywać dobrze swe obowiązki. Choć trudno brać na poważnie mających problem z poprawnością polityczną (w ogóle z jakąkolwiek formą poprawności) policjantów z Supersamca, jako komediowy duet sprawdzili się tak znakomicie, że fani filmu od ponad dekady proszą o spin-off z ich udziałem. Slater i Michaels chcieliby służyć i chronić, ale i być lubianymi przez chłopaków z sąsiedztwa ziomalami, więc są nieprzewidywalni w swych działaniach. Wystarczyłoby opowiedzieć na ekranie o jednym dniu z ich bogatego w pamiętne spotkania życia, pozwalając funkcjonariuszom przeprowadzać dziwne rozmowy, bawić się w policjantów, zaś po zakończeniu służby być może… wyjść na podwójną randkę.

Mark Hanna (Matthew McConaughey), Wilk z Wall Street

Gdyby grany przez Matthew McConaugheya legendarny makler Mark Hanna dostał od reżysera więcej czasu ekranowego, byłby gotów ukraść cały film DiCaprio i reszcie obsady. A tak pojawia się w zasadzie epizodycznie na początku, by wprowadzić protagonistę/antagonistę w wymagającą wielu poświęceń i regularnej masturbacji rzeczywistość Wall Street. To on przekonuje Belforta, że permanentne wciąganie kokainy jest kluczem do sukcesu i że nie ma nic bardziej seksownego od pewności siebie, co jego pojętny uczeń zadziwiająco szybko przekłada na własne możliwości. Prawdziwy Hanna nie był taki w rzeczywistości, natomiast nikt nie śmiałby odmówić mu miana legendy Wall Street, co mogłoby posłużyć scenarzyście spin-offa za podstawę filmu na granicy ostrej jak brzytwa maklerskiej satyry Wall Street i zabarwionego brawurową komediowością występu McConaugheya. Pytanie, czy ludzkość jest gotowa na osobny film o takim Hannie?

Weyland Industries, cykl Obcy

Pamiętacie ten fenomenalny krótki metraż promujący Prometeusza i zarazem pogłębiający stronę mitologiczną kinowego cyklu Obcych? Charyzmatyczny Peter Weyland w wybitnej kreacji Guya Pearce’a rzuca wyzwanie prawom natury i każdemu człowiekowi, który stanie mu na drodze do nieskrępowanego etycznymi hamulcami bądź moralnymi dylematami technologicznego postępu. Stojąc przed dziesiątkami tysięcy oburzonych oraz zafascynowanych jego zuchwalstwem ludzi, zapowiada nastanie rzeczywistości, która stanie się fascynującym, acz nigdy nie zgłębionym tłem działań ekipy Nostromo i desperackiej walki Ripley z ksenomorfami. Te kilka minut z udziałem Pearce’a stanowi niepodważalny dowód na potencjał tej postaci i firmy, którą Weyland stworzył w filmowym uniwersum. Potencjał, który został tak boleśnie zmarnowany w Prometeuszu, że aż boli. Film o życiu i karierze Weylanda, z Pearce’em w roli głównej, mógłby naprawdę świetny.

Christof (Ed Harris), Truman Show

To oczywiste, że w Truman Show, filmie opowiadającym o Trumanie, mężczyźnie nieświadomie doświadczającym każdej sekundy swego życia przed ukrytymi kamerami, bohaterem, z którym wszyscy się utożsamiają, jest Truman. On jest bohaterem, zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym. I jest, rzecz jasna, postacią niezmiernie fascynującą, natomiast w jego cieniu skrywa się bohater równie ciekawy. Christof, pomysłodawca i producent kreatywny globalnego przeboju, który odmienił postrzeganie telewizyjnej rozrywki. Mężczyzna, którego korporacja zaadoptowała niechcianego noworodka, by umieścić go w najbardziej wymyślnym więzieniu w historii gatunku ludzkiego. Człowiek, który uważał Trumana za własnego syna, ale wystawiał go raz za razem na cierpienie, żeby kierować jego losami tak, jak uważał za stosowne. Czyż nie byłoby interesujące dowiedzieć się o nim więcej? Kim był poza programem? Jak rozmawiał z ludźmi? Co myślał?

Panna Moneypenny, cykl bondowski

Panna Moneypenny, lojalna sekretarka M, to od dekad jeden z wyznaczników kolejnych filmów o przygodach agenta 007, ale nigdy nie odgrywała w nich większej roli. Miała się uśmiechać do mniej lub bardziej szarmanckiego Bonda i przekazywać różne informacje. Sytuacja zmieniła się, gdy w Skyfall, kontynuacji restartującego cykl Casino Royale, zagrała ją Naomie Harris. Eve Moneypenny okazała się agentką terenową MI6, która w następstwie filmowych zdarzeń zostaje sekretarką M, ale nie przestaje pełnić ważnej roli w fabułach nowych części i w Nie czas umierać ma czymś zaskoczyć. O żeńskich spin-offach cyklu o Bondzie mówi się od dawna, ale zdaje się, że Moneypenny zasługuje najbardziej na osobny film, również dlatego, że można ją jako postać rozwijać w rozmaitych kierunkach. A skoro Nie czas umierać to ostatni film Craiga jako agenta 007, spin-off z Moneypenny Naomie Harris mógłby być bardzo ciekawym odświeżeniem serii.

Cole Sear (Haley Joel Osment), Szósty zmysł

Widzący duchy chłopiec został zapamiętany jako główna gwiazda przełomowego filmu M. Night Shyamalana, ale prawda jest taka, że grał drugie skrzypce wobec postaci psychologa dziecięcego, w którego wcielił się Bruce Willis. Cole był katalizatorem głównych wydarzeń, wliczając słynny zwrot akcji z finału filmu. Prowadził bohatera Willisa przez meandry fabuły, pomagał zmarłym dokończyć zaległe sprawy i zaznać swoistego spełnienia, ale niewiele było o nim wiadomo. Nikt oczywiście nie twierdzi, że należałoby po ćwierć wieku nakręcić film-genezę wyjaśniający, skąd u Cole’a zdolność dostrzegania zmarłych, zdaje się jednak, że można by wykorzystać upływający czas i stworzyć opowieść w stylu Doktora Sna, czyli nakręconej po dekadach historii syna Jacka Torrance’a z Lśnienia. Dorosły Cole, znów w interpretacji Haleya Joela Osmenta, byłby zupełnie innym człowiekiem, a dziesięciolecia pomagania duchom z pewnością by go jakoś naznaczyły.

Anton Chigurh (Javier Bardem), To nie jest kraj dla starych ludzi

Prawda jest taka, że moglibyśmy ułożyć co najmniej dwa mocne zestawienia, korzystając tylko z arsenału drugoplanowych postaci z filmów braci Coen, jednak tajemniczy i morderczy Chigurh w interpretacji nagrodzonego Oscarem za rolę Javiera Bardema wydaje się najlepszym wyborem. Morderca na zlecenie, który pozbawia życia za pomocą broni do uboju bydła i lubi w swoich działaniach wysługiwać się przeznaczeniem. Bezlitosny zawodowiec, który potrafi opatrzeć sobie rany i ma wysoką tolerancję na ból, a jednocześnie nie wykazuje większych emocji. Chigurh jest psychopatą oraz chodzącą enigmą, której najlepiej nie ruszać. W tym sensie, że w spin-offie nie trzeba by eksplorować jego przeszłości, wbijać widzowi do głowy, dlaczego stał się taki, jaki się stał – wystarczyłoby po prostu uwikłać go w kolejną ryzykowną grę na granicy życia i śmierci z kimś równie niebezpiecznym co on. Kwintesencja ludzkiego zła znów w akcji. Obejrzelibyście?

Jules Winnfield (Samuel L. Jackson), Pulp Fiction

Finiszujemy pamiętnym i ekscentrycznym klasykiem drugiego planu, który stał się dla Samuela L. Jacksona istną trampoliną do sławy. Winnfield to skuteczny, cytujący z uwielbieniem Biblię gangster, który wraz z kumplem Vincentem Vegą ma w filmie odzyskać tajemniczą walizkę, lecz niemal w międzyczasie ginie. Kule go nie trafiają, uznaje zatem, że doświadczył boskiego cudu i powinien zakończyć żywot kryminalisty. Na tym kończy się jego fabularna rola, czemuż by więc nie sprawdzić, co stało się z Julesem prawie trzydzieści lat po wydarzeniach z Pulp Fiction? Był w stanie odmienić swoje życie? Czy może wrócił do zabijania i wyręczania gangsterów? A może poleciał do Europy, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście jedzą tam burgery, o jakich opowiadał mu Vega? Problem w tym, że osobny film o Julesie mógłby nakręcić tylko Quentin Tarantino, który raczej nie jest zainteresowany takimi projektami, ale, cóż, pomarzyć zawsze można.

Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem.

zobacz także

zobacz playlisty