Kino spraw ważnych, czyli 10 filmów, które w ostatnim roku podejmowały tematykę społeczną17.12.2021
Dobiegający końca rok przyniósł w światowym kinie całą serię filmów wpisujących się w kontekst aktualnych wyzwań społecznych. Niektóre z nich jawnie przybierały formę manifestu lub odezwy – upominały się o ochronę praw człowieka, wyrażały sprzeciw wobec hipokryzji, ignorancji i szeroko rozumianego sposobu organizacji świata, oferowały obserwacje na temat współczesności, a nawet prognozy dotyczące przyszłości. Inne, komentarze i refleksje społeczne wprowadzały do kina w mniej oczywisty sposób, przykrywając je gatunkowymi fantazjami. Przedstawiamy 10 filmów z tegorocznej polskiej dystrybucji, które zabierały głos w palących kwestiach.
Nie patrz w górę, reż. Adam McKay
Zacznijmy od końca – od produkcji, która z przytupem zamyka sezon. Siła rażenia nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem – reżyser, Adam McKay, jest w końcu jednym z najbardziej nośnych współczesnych amerykańskich twórców. Z manierą bezczelnego komika podchodził do wielkiego kryzysu finansowego z 2008 r. (Big Short), potem z imponującą swadą rozliczał (wice)prezydenturę Dicka Cheneya (Vice). Tym razem McKay robi film mocno na czasie, a nawet więcej – snuje śmiałą prognozę przyszłości. Punkt wyjścia jest taki: za pół roku Ziemię czeka zagłada. W naszym kierunku pędzi gigantyczna kometa, większa od asteroidy, która zabiła dinozaury, uderzenie takiego kolosa będzie miało siłę miliard razy większą niż bomba zrzucona na Hiroszimę. Naukowcy biją na alarm, politycy zamiast działać nabierają wody w usta, natomiast w reszcie ludzi większe ożywienie od końca świata wzbudza tweet o rozstaniu pary celebrytów. Nie patrz w górę to komedia omyłek, posługująca się językiem absurdu i złośliwej satyry, ale jest w niej dużo prawdy o świecie. Tematem nadrzędnym jest tu kryzys zdrowego rozsądku i zaufania do nauki. Film McKaya idealnie trafia w swój czas – portretuje współczesne społeczeństwo zanurzone w bezczynności, ignorancji i foliarstwie.
Niefortunny numerek lub szalone porno, reż. Radu Jude
Idąc tropem zjadliwej, groteskowej satyry, trzeba powiedzieć coś na temat zwycięzcy Złotego Niedźwiedzia na tegorocznym Berlinale. Zaczyna się skandalem obyczajowym z udziałem nauczycielki historii, której prywatne nagranie porno niefortunnie wyciekło do sieci, a która musi wytłumaczyć się przed oburzonymi rodzicami uczniów. Właściwie ta historia to ledwie pretekst, tło dla refleksji o szerszym zakresie. Nawet jeśli pierwsza część filmu to rzecz o wspomnianej nauczycielce, to kawałek dalej Jude odpina pasy, wciska gaz do dechy i kręci gatunkowego fikołka. Film nagle zamienia się w „krótki słownik anegdot, znaków i cudów”. Mówiąc najprościej – to kolaż o Rumunii. Na bazie filmików znalezionych w sieci, kronik filmowych, luźnych skojarzeń, cytatów i historycznych analogii Jude tworzy wideoesej o paradoksach i skazach społeczeństwa rumuńskiego. Lista grzechów jego rodaków jest długa: uprzedzenia wobec Żydów i Cyganów, religijny radykalizm, skrajny szowinizm i równie skrajna pruderia, nieprzepracowane sprawy z historii. Finał filmu to już zupełna jazda bez trzymanki – Jude wraca do historii nauczycielki i przechodzi do rubasznej farsy, dzieją się tam cuda. Najważniejsze jednak, że prowokują one do myślenia w kilku kierunkach.
Nomadland, reż. Chloé Zhao
To już kino odmiennego nastroju – nakręcone ze spokojem, zagrane oszczędne, które niczego nie narzuca i nie wyraża się dosłownie, a jednak niesie temat społecznie ważny. Trzeba zaznaczyć, że nie byłoby tego filmu bez reportażu Jessiki Bruder. Amerykańska dziennikarka podczas pracy nad Nomadland spędziła trzy lata w podróży, przejechała łącznie 24 tys. kilometrów, aby postawić się w sytuacji ludzi, którzy w wyniku kryzysu z 2008 r. stracili cały dorobek. Nowa sytuacja wymusiła na nich nowy styl życia – zmuszeni przez system sprzedali swoje rodzinne domy, przesiedli się do vanów, kamperów, „nieruchomości na kółkach” i rozpoczęli życie w drodze. Książka Bruder była w dużej mierze opowieścią o wyzysku firm pokroju Amazona, niestabilnym rynku pracy i systemie emerytalnym. To wszystko w filmie Chloé Zhao jest, ale w tle główny akcent został położony na opowieść o poczuciu wspólnoty, rodzaju pokrewieństwa między ludźmi, którzy w jednej chwili stracili wszystko. Inna sprawa, że adaptacja Nomadland to także opowieść o włóczędze, która dla koczowników nowej ery stała się sposobem na życie i – paradoksalnie – wyrazem wolności.
Minari, reż. Lee Isaac Chung
Największy rywal Nomadland w walce o Oscara, zarazem jeden z tych filmów, który o problemach społecznych i ekonomicznych, potrafi mówić bez nadęcia. Być może to kwestia osobistej perspektywy – historię wielopokoleniowej rodziny Koreańczyków mieszkających w Stanach za rządów Ronalda Reagana reżyser Lee Isaac Chung zaczerpnął z własnego życia. Jego rodzice przybyli do USA w szczytowym momencie koreańskiej migracji, harowali na dwie zmiany, aby spełnić swój amerykański sen. Bywały dni, że między rodzicami pojawiały się kłótnie i łzy, innym razem byli kochającą się rodziną, taką na dobre i złe. I właśnie o tym jest ten film – wzajemnym poświęceniu i byciu razem w trudnych chwilach, choć nie da się ukryć, że jest on zakorzeniony w konkretnym kontekście społecznym. Jest tu pokazany zarówno żmudny proces emancypacji i asymilacji Koreańczyków w Ameryce, jak i próby rozkręcenia przez nich biznesu, co na obcej ziemi ma małe szanse na sukces, wreszcie – jest to jeden z najuczciwszych portretów mniejszości etnicznych w kinie ostatnich lat. To film, w którym postaci amerykańskich Azjatów nie są już tylko egzotyczną, pełną uproszczeń atrakcją. Są ludźmi, z którymi możemy się wreszcie utożsamić.
Ojciec, reż. Florian Zeller
Według badań na świecie żyje 50 milionów osób z demencją. Do 2050 r. liczba ta wzrosnąć może do 152 mln. W Polsce chorych na chorobę Alzheimera jest około 400 tys., ogółem na demencję ponad 600 tys. Nie każdy wie, że to choroba beznadziejna – nie ma na nią lekarstwa, trudno się ją diagnozuje, człowiek wraz z jej rozwojem zapomina kim jest, co dla niego ważne, zostaje z pustką. Jakie są problemy ludzi chorych na Alzheimera? Z czym zmagają się ich opiekunowie? Filmowcy próbowali zrozumieć i przepracować ten temat, przykładem niech będzie Motyl Still Alice z oscarową rolą Julian Moore. Najlepiej przemyślany, rzetelny i uczciwy jest jednak Ojciec Floriana Zellera. Ktoś kiedyś celnie napisał, że ten film to „symulator starczego otępienia” – pozwala wejść do umysłu człowieka, którego gnębi stan zagubienia i dezorientacji, który utracił zakotwiczenie w świecie i grunt pod nogami. U Zellera przeszłość miesza się z teraźniejszością i zlewa w jedno, zmieniają się dekorację wnętrz, różne osoby odgrywają te same postaci. Wielka w tym również zasługa Anthony'ego Hopkinsa za może najwybitniejszą kreacją aktorską ostatnich lat.
Wszystkie nasze strachy, reż. Ł. Ronduda, Gutt
Na temat tego filmu napisano już wszystko i na wszystkie możliwe sposoby, ale dla porządku trzeba odnotować – to najważniejszy polski film tego roku, potrzebny jak nigdy. Zwycięzca Złotych Lwów FPFF w Gdyni, obraz, który w założeniu łączyć miał dwie zwaśnione Polski. Bohaterem filmu jest artysta Daniel Rycharski, który sztukę robi po „coś”, w konkretnym celu, ale jest zarazem mieszkańcem polskiej wsi, gejem i człowiekiem wierzącym, niegdyś związanym z konkretnymi kręgami kościelnymi. Taki bohater tworzy wybuchową mieszankę, ale zarazem przestrzeń dialogu. Film Rondudy i Gutta ma niezaprzeczalną wartość – przerzuca pomost między stronami społecznego sporu, zamiast dolewać oliwy do ognia i powielać wypowiedzi na temat tego, że Polska to miejsce nie do życia, łagodzi i studzi nastroje. Rycharski to jednostkowy i osobliwy przypadek, ale przypadek, który pokazuje, że można – że da się w tym kraju żyć w zgodzie ze swoją wiarą, z samym sobą, z sąsiadem. Wszystkie nasze strachy to wezwanie do otwartości.
Obiecująca. Młoda. Kobieta, reż. Emerald Fennell
Ktoś, kto widzi Cassie w klubie, pewnie sobie myśli: „ta to lubi zabalować”. Kończy wieczór nieźle wstawiona, bezwładne ciało kołysze się na boki. Zawsze znajdzie się jakiś facet, który podejdzie, będzie chciał wykorzystać sytuację, zabierze półprzytomną dziewczynę do siebie. Ale cały trik polega na tym, że Cassie jest trzeźwa, udaje, zarzuca przynętę. I robi tak co wieczór. Bohaterka po zapadnięciu zmroku prowadzi prywatną krucjatę przeciwko tym, którym do gwałtu wystarczy byle pretekst i stan upojenia interpretują jako zgodę na seks; przeciwko zachowaniom, które niestety są powszechną praktyką. To film o tyle ciekawy, że jego społeczny wydźwięk i stojąca za nim misja budzenia w ludziach świadomości kryje się pod kolażem gatunków i konwencji. Emerald Fennell bierze coś z thrillera, rape and revenge movie, romantycznej komedii, wszystko to razem miesza, by na końcu walnąć widza obuchem i wrócić do sedna – straumatyzowanych ofiar i potrzeby walki z kulturą gwałtu.
Amatorzy, reż. Iwona Siekierzyńska
Przychodzi mi na myśl przykład warszawskiego Teatru 21, nagrodzonego w ubiegłym roku „Paszportem Polityki”. To zespół teatralny, którego aktorami są głównie osoby z zespołem Downa i autyzmem. Teatr 21 działa więc na nieco odmiennych regułach niż inne teatry, jego misją jest walka o reprezentację i widzialność osób z niepełnosprawnościami w przestrzeni publicznej, pokazywanie perspektywy tej grupy, jej potencjału. Trudno oprzeć się wrażeniu, że o tym też jest film Amatorzy Iwony Siekierzyńskiej. Historia zaczyna się tak: gdyński teatr Biuro Rzeczy Osobistych wygrywa lokalny festiwal, w nagrodę ma szansę zrobić sztukę na deskach zawodowego teatru. Wielka radość, wielka szansa, wielkie oczekiwania. Szkopuł w tym, że dyrektor teatru ma warunek – pierwotnie planowaną sztukę o Greku Zorbie ma zastąpić dramat Szekspira. Na czele grupy stoi reżyser Krzysztof, który wie, że jego aktorzy – którzy mierzą się z niepełnosprawnościami – takiego tekstu nie udźwigną, bo po prostu nie nauczą się na pamięć Hamleta. Ale mogą Szekspira nagiąć, przefiltrować przez swoją wrażliwość. Powstał film o amatorach, dla których sztuka jest autentyczną i szczerą pasją, a zarazem o ludziach, którzy w swoich marzeniach, emocjach i potrzebach niczym się od nas nie różnią.
Powrót do tamtych dni, reż. Konrad Aksinowicz
Tytuł nostalgiczny i sielski, ale to tylko zwodniczy urok. Lata 90., dziecięca perspektywa, kolorowa fasada transformacji. Po latach szarugi polski rynek mieni się od towaru z Zachodu – ortalionowe dresy, gumy balonowe, osiedlowe wypożyczalnie VHS-ów, zestawy Lego przypominające modele z filmów. Z Zachodu przyjeżdża też ojciec Tomka, który kilka lat temu wyjechał do USA, żeby zbić fortunę. Przelicznik złotówki do dolara był wtedy obłędny, bywały lata, że można było za dzień pracy tam zarobić tyle, co za dwa miesiące w kraju. Na samą myśl ludziom w Polsce wychodziły oczy, wierzyli w bajki o cudownym życiu za Wielką Wodą. Tomek też myślał, że tata pracował i żył światowo, że taki wróci. Prawda jest całkiem inna – w drzwiach staje pijak. Konrad Aksinowicz nie kryje, że tak właśnie wyglądało jego dzieciństwo, że oprócz fajnego Lego pamięta też butelki walające się po salonie, zaschnięte wymiociny, na końcu ciało ojca znalezione pół metra od flaszki. Powrót do tamtych dni to opowieść o spirali alkoholowego nałogu i rodowodzie traumy, która syndromem DDA dotyka po latach tysiące polskich rodzin..
Nowy porządek, reż. Michel Franco
W luksusowej willi trwa wesele, na mieście rewolucja. Z jednej strony, historia z wyższych sfer, tych zamożnych, białych, uprzywilejowanych. Z drugiej – społeczne niziny i doły, dla których miarka się przebrała i która domaga się zmiany. Sytuacja jest napięta. Leje się krew, płonie ogień, władzę przejmuje wojsko. Kilka miesięcy temu, podczas spotkania w ramach cyklu Rocks.Talks Michel Franco mówił nam, że gdy siadał do pisania scenariusza Nowego porządku, zależało mu na stworzeniu dystopii, a wyszedł mu obraz mocno zakotwiczony we współczesności. Terror na ulicach, protesty, problem biedy, nierówności ekonomicznych i rasowych to generalnie opowieść stara jak świat, a zarazem stan będący naszym chlebem powszednim. To przypadek Ruchu Żółtych Kamizelek, protestów z 2019 r. w stolicy Chile i Black Lives Matter. Franco nie odkrywa więc Ameryki, przypomina za to ważną prawdę – wystarczy chwila, żeby krucha struktura społeczna się załamała, żeby ulice przejął we władanie chaos. Pytanie, czy na zgliszczach i trupach, może jeszcze wyrosnąć jakiś „nowy porządek”?
zobacz także
- Uwaga, konkurs! Do wygrania książki „Świeży” Nico Walkera
Newsy
Uwaga, konkurs! Do wygrania książki „Świeży” Nico Walkera
- Marsjańska skała wróci na Ziemię. NASA pokazała zdjęcie pobranej próbki
Newsy
Marsjańska skała wróci na Ziemię. NASA pokazała zdjęcie pobranej próbki
- Ewan McGregor w zwiastunie kontynuacji „Lśnienia”
Newsy
Ewan McGregor w zwiastunie kontynuacji „Lśnienia”
- 25 lat jako Obi-Wan Kenobi. Ewan McGregor opowiada o swojej roli w materiale zza kulis
Newsy
25 lat jako Obi-Wan Kenobi. Ewan McGregor opowiada o swojej roli w materiale zza kulis
zobacz playlisty
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
-
05
-
Instagram Stories PYD 2020
02
Instagram Stories PYD 2020