Miało być dobrze, wyszło jak zawsze. 10 filmów ze zmarnowanym potencjałem07.05.2021
Bywa, że ekstrawaganckie, absurdalne czy wręcz kuriozalne pomysły scenariuszowe, które nie powinny były w teorii doczekać się realizacji, stają się podstawami produkcji ze wszech miar ciekawych i w taki czy inny sposób wartościowych. Zdarza się niestety również, że to, co wydawało się ważkie, inteligentne, szalenie aktualne, trafia na ekrany kin w wersji dość zaniedbanej lub intelektualnie i emocjonalnie wykastrowanej. Bo ktoś czegoś nie przemyślał, obsadził źle aktorów, miał ograniczony budżet, i tak dalej. Przedstawiamy dziesięć filmów, które naszym zdaniem zmarnowały wyjściowy potencjał.
Wyspa doktora Moreau (1996), reż. John Frankenheimer
Legendarna katastrofa, dzięki której powstał jeden z lepszych dokumentów o branży. To miał być film, który odmieni filmową fantastykę naukową i wprowadzi ją w ambitnym stylu w XXI wiek. Niezależny reżyser Richard Stanley wziął na warsztat jedną z bardziej refleksyjnych książek H. G. Wellsa, opowieść o bezmiarze tkwiącego w człowieku okrucieństwa i płynności ludzkiej tożsamości. Poświęcił cztery lata, by przygotować się do realizacji, lecz nie miał najmniejszych szans w starciu z ingerencją studia, zmianami obsadowymi, katastrofami naturalnymi, lubieżnymi statystami i panującym na planie chaosem. Został obwiniony o nieradzenie sobie z sytuacją i zwolniony, zaś zastępujący go weteran John Frankenheimer był w trakcie zdjęć bliski załamania nerwowego. Film mógł uratować tylko cud, ten jednak nie nastąpił, bo Wyspa… poległa w kinach i do dziś trudno ją oglądać bez uśmiechu politowania – oraz smutku za straconym potencjałem.
Vidocq (2001), reż. Pitof
Dwie dekady temu trudno było oprzeć się stronie wizualnej Vidocqa, łączącej ekspresjonistyczne kadry i kolory z cyfrową elegancją dziewiętnastowiecznego Paryża pełnego brudu, łajdactwa i potworów czyhających w mrocznych zaułkach. Zwłaszcza że sam Vidocq to postać prawdziwa, złodziej i awanturnik, który po latach zrewolucjonizował francuską policję, inspirując swą osobą Edgara Allana Poe. Vidocq miał być hołdem, brutalnym kryminałem, w którym detektyw stawia czoła noszącemu lustrzaną maskę mordercy dzieci. Pod batutą debiutującego w reżyserii speca od efektów stał się tylko pustym świecidełkiem, w którym fabułą i wiarygodnością psychologiczną przejmował się wyłącznie scenarzysta, zmuszony uprzednio przez Pitofa (późniejszego autora Kobiety-Kota z Halle Berry) do wielomiesięcznych poprawek tekstu. Przeestetyzowany do bólu film może się podobać, ale ani z dobrym kryminałem, ani z Vidocqiem nie ma wiele wspólnego.
Było sobie kłamstwo (2009), reż. Matthew Robinson, Ricky Gervais
Oto alternatywna rzeczywistość, w której nie można kłamać. Nieważne dlaczego, po prostu nie da się, tak się ten świat ułożył, że kłamstwo nie zostało nigdy sformułowane jako opcja. Wszyscy opowiadają, co tak naprawdę czują i myślą, dzieci wychowuje się w prawdzie i szczerości, nikt nie wymiguje się od odpowiedzialności za swoje czyny, bo nikt nie potrafi im zaprzeczyć. Aż tu nagle facet o aparycji kontrowersyjnego brytyjskiego komika Ricky’ego Gervaisa odkrywa, że potrafi wypowiadać nieprawdziwe słowa. Zaczyna oszukiwać, kłamać, zwodzić, by być bogatym, sławnym i podziwianym. Fantastyczny w swojej prostocie wybieg, żeby zgłębić naturę ludzką, odejmując element, bez którego trudno ją sobie wyobrazić. I co? I nic, bohater zmienia się dla kobiety, fabuła jest wyzbyta ryzykownych gagów, zaś twórców wyraźnie satysfakcjonują ramy przewidywalnej komedii romantycznej, która na dodatek sama sobie ostatecznie zaprzecza.
Sucker Punch (2011), reż. Zack Snyder
Oceniając sprawę z perspektywy czasu i kolejnych mrocznych, bombastycznych, rozwleczonych, fabularnie miałkich filmów Snydera, mogłoby się zdawać, że od Sucker Punch nie można było oczekiwać czegoś więcej niż niemożliwie efekciarskiej rozwałki wrzucającej do jednego gara smoki, roboty oraz wściekłych nazistów, jednak dekadę temu twórca Świtu żywych trupów, 300 i Watchmen. Strażników był postrzegany inaczej. Cieszył się reputacją speca od rozrywki, który umie wpisywać ważkie refleksje w kino akcji i atrakcji. Po Sucker Punch bańka prysła. Opowieść o piątce usiłujących wydostać się ze szpitala psychiatrycznego dziewczyn, które w wyobraźni jednej z nich stają się bohaterkami skrajnie seksistowskiego fantasy, okazała się po prostu ubraną w ładne szaty filmową grą wideo z nadmiarem motywów kina eksploatacji. Nikt oczywiście nie żądał od Snydera emancypacyjnego wydźwięku, ale nawet snyderowska konwencja ma swoje granice.
Wyścig z czasem (2011), reż. Andrew Niccol
Kończy się pierwsza dekada XXI wieku. Nikt jeszcze nie wpadł na pomysł realizacji Intruza. Andrew Niccol, twórca Gattaca – Szoku przyszłości i Pana życia i śmierci, scenarzysta Truman Show P. Weira, jest uznawany za jednego z najbardziej błyskotliwych humanistów Hollywood, a na jego nowy film czekają wszyscy miłośnicy ambitnego science fiction. Jak tu nie czekać, skoro mowa o opowieści o świecie, w którym walutą jest czas? O rzeczywistości, w której sposobem na przeludnienie jest zabijanie biedaków po 25. roku życia, których nie stać, żeby przedłużać swe istnienie w nieskończoność? Pewnego dnia pewien przeciętniak (karykaturalnie obsadzony Justin Timberlake) dostaje od bogacza-samobójcy ogromny zapas życia, zostaje oskarżony o mord i… zaczyna uciekać. Pierwsza połowa, choć Niccol nie umie wyjaśnić zasad rządzących filmowym światem, jest jeszcze w porządku, ale druga jest czysto eskapistyczną karykaturą science fiction.
Niezłomny (2014), reż. Angelina Jolie
Można nie cierpieć filmowych biografii, gatunku zbyt często skupiającego się na dostarczeniu wizualnej ściągi z czyjegoś życiorysu, ale historia Lou Zamperiniego aż się prosiła o ekranizację. Amerykański lekkoatleta i olimpijczyk przeżył w ciągu dziesięciu lat więcej niż niektórzy przez całe życie. Kilka lat po Igrzyskach w Berlinie przystąpił do II wojny światowej, był członkiem bombowca wykonującego misje na Pacyfiku, po katastrofie samolotu przeżył z dwoma kolegami 47 dni na oceanie, po czym trafił do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie przeżył piekło. Dla Jolie był to najważniejszy projekt w karierze, poświęciła mu się całkowicie i nie zauważyła, że jej protagonista to nie człowiek z krwi i kości, lecz Inspirujący Symbol, zaś jego heroizm jest tak idealny, że aż żmudny i – nomen omen – nieludzki. Nie pomogły przestylizowane zdjęcia Rogera Deakinsa i atmosfera stawiania bezrefleksyjnego pomnika. A wystarczyło nakręcić prawdę.
Noc oczyszczenia (2013), reż. James DeMonaco
Znowuż alternatywna rzeczywistość, która pozwala wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać świat, gdyby coś poszło w nim w nieco inną stronę. W tym przypadku dostajemy opowieść o Stanach Zjednoczonych, w których raz w roku, przez dwanaście godzin, można robić wszystko, również legalnie mordować. Przyznać trzeba, że to fantastyczny pomysł na film eksplorujący różne typy moralności (staniesz się katem, by nie zostać ofiarą?), ale też na ciekawy eksperyment myślowy: co Ty byś zrobił/a, wiedząc, że ujdzie ci to na sucho? Kradzież? Ekshibicjonizm? Zemsta? Idąc dalej, czy masz na tyle odwagi, by szczerze przed sobą na to pytanie odpowiedzieć? Jaka szkoda, że film jest „tylko” efektownym dreszczowcem, w którym zacięcie socjologiczne ogranicza się do kilku dialogów, a fabuła skupia się na psychopatach, którzy potrzebują przelewać krew. W kolejnych częściach filmowej serii, choć zwiększono skalę mordów, nie wyszło wiele lepiej.
Transcendencja (2014), reż. Wally Pfister
Debiut reżyserski Pfistera, nagrodzonego Oscarem autora zdjęć i wieloletniego współpracownika Christophera Nolana, to najlepszy dowód na to, że ambitna filmowa fantastyka naukowa będzie miała zawsze pod górkę. Transcendencja ma dosłownie wszystkie elementy wybitnego kina sf, jednak trwoni je na wyjaśnianie widzowi naukowych zawiłości i udawanie, że jest spektaklem akcji i atrakcji. W rzeczywistości historia eksperta od sztucznej inteligencji, którego umierający umysł zostaje „załadowany” do komputera kwantowego, to kameralna opowieść o otwieraniu się na technologiczne nieznane i wytyczaniu nowych ścieżek dla ludzkiej tożsamości. Czy cyfrowy Will, który mówi głosem Willa i wie to, co Will, wciąż jest Willem, czy post-humanistycznym bytem, który symuluje człowieczeństwo? Film porusza mnóstwo frapujących zagadnień – czy sztuczna inteligencja może popełnić samobójstwo? – ale nie potrafi ich odpowiednio pokazać.
System (2015), reż. Daniel Espinosa
Ukraiński sierota, który wyrobił sobie pozycję w ZSRR, zostaje na skutek przykrych wydarzeń zesłany wraz z żoną na prowincję, gdzie wikła się w śledztwo w sprawie mordowanych dzieci. Nie może jednak doprowadzić do go końca, ponieważ w Związku Radzieckim nic nie jest takim, jakie się wydaje, zaś propagandowy przekaz jest ważniejszy od człowieka. Film Espinosy stał się słynny, nim większość ludzi miała okazję go obejrzeć: został zakazany w Rosji. Czy to uczyniło go w jakiś sposób wywrotowym? Nadało mu wartości? Co najwyżej uwydatniło sztampowość w podejmowaniu tematu. System rozgrywa się w stalinowskiej rzeczywistości lat 50., mówi o radzieckich ludziach i radzieckiej duszy, lecz ani przez sekundę nie próbuje zagłębić się w świat, o którym opowiada. To sklecona z gatunkowych stereotypów anglosaska wersja ZSRR, która pasuje – wraz z nałożonym zakazem – do funkcjonującego w kulturze masowej wizerunku Rosji.
Powieść Henry’ego (2017), reż. Colin Trevorrow
Jedenastoletni geniusz zakochuje się w sąsiadce, a gdy zaczyna podejrzewać, że dziewczyna jest wykorzystywana przez swego ojczyma, komisarza policji o nieposzlakowanej reputacji, tworzy moralnie dwuznaczny plan, jak ją uratować z rąk psychopaty. Zapisuje wszystko w notatniku, zaś ten na skutek pewnych wydarzeń trafia do matki Henry’ego, która decyduje się go zrealizować. Gdzie tu potencjał? Pomiędzy słowami, bo to mógł być film o tym, jak młodzi i dorośli radzą sobie z trudnymi emocjami, jak niezdarne bywają relacje rodziców z dziećmi, jak łatwo oceniać i być ocenianym. Ale nie jest. Paradoksalnie, mimo całej zawiłości fabuły, Powieść… to film o ludziach, którzy nie myślą, bo wystarcza im życie w czarno-białym świecie, w którym nikt nie krytykuje ich za to, że nie myślą. Film poniósł ogromną porażkę, a ta podobno kosztowała Trevorrowa posadę reżysera Gwiezdnych wojen: Skywalkera. Odrodzenia.
zobacz także
- Wchodzenie w rolę kompletnie zmienia aktywność mózgu aktorów, twierdzą naukowcy
Newsy
Wchodzenie w rolę kompletnie zmienia aktywność mózgu aktorów, twierdzą naukowcy
- Jak szybkiego internetu potrzebujesz? Nie wie tego 73 proc. ankietowanych
Newsy
Jak szybkiego internetu potrzebujesz? Nie wie tego 73 proc. ankietowanych
- Starsze niż malowidła w Lascaux i jaskini Chauveta. Przełomowe odkrycie indonezyjskich archeologów
Newsy
Starsze niż malowidła w Lascaux i jaskini Chauveta. Przełomowe odkrycie indonezyjskich archeologów
- Wciąż szybcy, wciąż wściekli. Mija 20 lat od premiery pierwszej części słynnej samochodowej sagi
Opinie
Wciąż szybcy, wciąż wściekli. Mija 20 lat od premiery pierwszej części słynnej samochodowej sagi
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
Papaya Young Directors top 15
15
Papaya Young Directors top 15
-
Music Stories PYD 2020
02
Music Stories PYD 2020
-
Lądowanie na Księżycu w 4K
05
Lądowanie na Księżycu w 4K