Opinie |

Polityka, przepych, kultura i futbol. Paolo Sorrentino prezentuje „The Hand of God” 01.12.2021

Netflix / materiały prasowe

Kiedy inni zastanawiają się, jak przestawić swoją twórczość na trochę inne tory, zrewolucjonizować język filmowy i sposób opowiadania o emocjach, Paolo Sorrentino wraca do korzeni – z przekonaniem, że czasem trzeba cofnąć się w czasie, żeby dostrzec, co ukształtowało naszą wrażliwość. The Hand of God to jego najbardziej osobisty film, w którym po raz pierwszy tak uczciwie zdał widzowi raport ze swojego życia prywatnego. Instynkt go nie zawodzi.

Sorrentino zabiera widzów w podróż w czasie i opowiada o swoim życiu. W jego centrum leży Neapol lat 80., miasto reprezentujące biedne południe Włoch, o którym złośliwi mówili, że to śmietnik Europy i przedsionek Trzeciego Świata. Poza tym rysuje krajobraz bitwy dorastania – pierwszą miłość, opresję rodzinnych rytuałów, poszukiwania siebie. Wykonując zwrot w stronę autobiografizmu, reżyser nie zapomina jednak o kwintesencji swojego stylu. Z jednej strony stanowi dążenie do czegoś nowego, kina będącego poszukiwaniem swojego domu, swojej rodziny, swoich korzeni. Z drugiej – przewodnik odnoszący się do lejtmotywów jego twórczości. Spróbujmy wymienić najbardziej charakterystyczne z nich.

To była ręka Boga | Oficjalny teaser | Netflix / autor: Netflix Polska

The Hand of God zadebiutuje na Netfliksie 15 grudnia. Wcześniej – w najbliższy piątek, 3 grudnia – film trafi na ekrany wybranych polskich kin.

Barokowa wyobraźnia

Pierwsze, co przychodzi na myśl, to spektakl. Spektakl barokowy, wybujały, manieryczny, rozciągnięty między sprzecznościami – wzniosłym a przyziemnym, świadomie splatający realizm z nieokrzesaną wyobraźnią. To znak firmowy Sorrentino. Charakterystyczny efekt osiąga on za pośrednictwem formy: ozdobnych sekwencji, spowolnienia i podkręcenia rytmu, wdzierającej się pod skórę i w trzewia muzyki, osobliwych scen zbiorowych. U reżysera wszystko jest niebywale piękne. Widać to szczególnie w – nomen omen – Wielkim pięknie, gdzie już samo otwarcie filmu zapiera dech w piersiach. Ludzie tańczą na tle rzymskich zabytków, leje się alkohol, królowie życia bawią się w najlepsze, a nad wszystkim górują jałowość egzystencjalna, dekadencja i najbanalniejsza w świecie pustka – zamknięte w olśniewających obrazach. Nikt jak Sorrentino nie umie fantazjować, a później realizować tych wizji i wprowadzać na ekranie w życie.


Oni również kryli w sobie ten dodatek ułańskiej fantazji. Był to szalony, euforyczny, nasycony wizualnymi atrakcjami film, w którym śmieciarki eksplodowały w zwolnionym tempie, a narkotyki we wszystkich kolorach tęczy spadały z nieba. Dość zaskakujące może wydać się to, że oprawa najnowszego filmu jest skromniejsza. Zawiedzie się ten, kto spodziewałby się estetyki przesytu i nadmiaru, wystrzelenia poza skalę sorrentinowskiego szaleństwa. The Hand of God jawi się jako film o prostej konstrukcj. Bez muzyki pop, roztańczonej kamery i fajerwerków – mniej tu obrazów symbolicznych, które nadawałaby się do oprawienia w ramę, więcej umiaru, zwyczajności i ludzi schwytanych przez prozę życia. Nie oznacza to jednak, że Sorrentino popada w przeroczystość i bezpieczną formułę stylu zerowego. Magia produkcji opiera się w dużej mierze na wspomnieniu tego, jak malowało się dzieciństwo reżysera w Neapolu – mieście pełnym osobliwości i dziwnych zrządzeń losu.

kadr z filmu „The Hand of God" / Netflix / materiały prasowe
kadr z filmu „The Hand of God" / Netflix / materiały prasowe

Ręka Boga

Takim zrządzeniem losu dla neapolitańczyków był dzień, w którym Diego Armano Maradona przyjechał do Neapolu i zaczął grę w lokalnym klubie piłkarskim. Był rok 1984, a czternastoletni wtedy Sorrentino żarliwie modlił się o jego transfer. To niby nic wielkiego, a jednak przejście Maradony z wielkiej Barcelony do podupadającego SSC Napoli do dziś pozostaje zdarzeniem mitycznym. Zanim to się stało, włoską ligę wygrał tylko jeden zespół leżący na południe od Rzymu. Tamtejsze, okoliczne kluby z południa mogły jedynie marzyć o utrzymaniu się w lidze. Wyniki sportowe były na Półwyspie Apenińskim papierkiem lakmusowych gospodarczych dysproporcji – odzwierciedlały przepaść między bogatymi, uprzemysłowionymi regionami a zubożałymi okolicami. Po Maradonie nic nie jednak nie było takie samo. „Boski Diego” wyniósł Neapol na szczyt.

kadr z filmu „The Hand of God" / Netflix / materiały prasowe
kadr z filmu „The Hand of God" / Netflix / materiały prasowe

Okoliczności transferu zostały ukazane z aurą niesamowitości, wzmocnioną we wspomnieniach Sorrentino, rzecz jasna, mocą sentymentu. Piłkarska zajawka to dla niego jednak ledwie wierzchołek góry lodowej, gdyż korzenie jego relacji z Maradoną sięgają znacznie głębiej. Reżyser nigdy nie krył, że to właśnie dzięki piłkarzowi może dziś jeszcze być na świecie i tworzyć filmy. The Hand of God powstała na kanwie tego wyznania. We wrześniu 1986 r. rodzice reżysera zginęli w tragicznym wypadku, a on sam cudem uniknął śmierci, bo zamiast na rodzinny weekend wolał pojechać na mecz drużyny i zobaczyć swojego idola w akcji. Od tamtej pory Sorrentino czuł wielki dług wdzięczności wobec Argentyńczyka i już kilka razy manifestował to na ekranie. W debiutanckim O jednego więcej jako swoisty Tribute to Maradona wymyślił postać uzdolnionego piłkarza, który staje się gwiazdą i zakładnikiem własnego sukcesu. Wiele lat później sobowtóra sportowca obsadził epizodycznie w Młodości. Nie przypadkiem też na jednego z głównych bohaterów serialu o Piusie XIII Sorrentino namaścił kardynała Voiello – makiawelicznego sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej i fanatycznego kibica SSC Napoli.

Młodość (2015) zwiastun PL, film dostępny na VOD i DVD

Artysta w kryzysie

Maradona stanowi jednak tylko tło i punkt odniesienia jego ostatniego filmu. Na pierwszy plan wysuwa się tu postać młodzieńca, któremu kino pozwoliło po śmierci bliskich odnaleźć sens i cel w życiu. Sorrentino nie ukrywa: to jego alter ego, własna historia i projekcja wspomnień z dzieciństwa. Wyraźna jest jednak pewna zmiana – jak dotąd wszystkie filmy Włocha traktowały o starzeniu się i umieraniu. Ich kluczowym wątkiem było życie powoli zmierzające do kresu. Tak było w Wielkim pięknie, Młodości Onych, gdzie napęczniały od botoksu Berlusconi nie był w stanie pozbyć się z ust „oddechu starca”. Nierzadko były to również historie kresu artystów pogrążonych w kryzysie twórczym, bezładzie i apatii. 

WIELKIE PIĘKNO zwiastun pl / autor: Film Point Group

Jeśli bohater ostatniego filmu Włocha to artysta poszukujący i aspirujący, człowiek młody, który ma całe życie przed sobą, to jego poprzednicy tkwili w zupełnie innym położeniu. I tak protagonistą Wszystkich odlotów Cheyenne’a został zbliżający się do pięćdziesiątki muzyk, który znalazł się w martwym punkcie i zaniechał tworzenia na przeszło dwie dekady. Może wydać się zabawne, że film o tytule Młodość stanowi historię, gdzie to właśnie starość i swego rodzaju twórcze zawieszenie były dla Sorrentino kluczowe. Jedną z ukazanych w nich postaci jest Fred Ballinger, angielski dyrygent i kompozytor na emeryturze, który konsekwentnie odmawia zagrania przed brytyjską królową. Na drugiej stronie barykady stoi Mick Boyle – amerykański reżyser tuż przed emeryturą i w środku twórczego dołka, który przymierza się do nakręcenia filmu-testamentu. Twórcy nie chodzi jednak o to, żeby rozpaczać nad losem swoich bohaterów, pozbawiać ich radości na ostatniej prostej. Wręcz przeciwnie – Sorrentino patrzy czule. Na przykładzie charyzmatycznych, niejednoznacznych protagonistów ukazuje, że warto na pewnym etapie życia pogodzić się z wiekiem i słabością, a starość wcale nie musi sprowadzać się do sparaliżowania oczekiwaniem i odmierzania czasu.


Z pozycji władzy

Świat, w którym Włoch czuje się pewnie, definiują również glamour, władza i wyższe sfery. Nietrudno dostrzec, że jego bohaterowie  mogą się poszczycić przywilejami pozycji społecznej, zawodowej i politycznej. To nieraz najpotężniejsi ludzie w państwie. Katalog postaci Sorrentino uwzględnia polityków, dostojników kościelnych, urzędników i finansistów – wielkich tego świata w snobistycznych i hermetycznych środowiskach. Weźmy pierwszy przykład z brzegu: Giulio Andreottiego, legendarnego i wszechpotężnego reprezentanta włoskiej chadecji; ministra obrony, finansów i spraw zagranicznych, wielokrotnego premiera. To jednym słowem człowiek, który miał przemożny wpływ na politykę kraju ze stolicą w Rzymie. Sorrentino nigdy nie wypierał się tego, że ma hopla na punkcie jego osoby i innych liderów, więc zupełnie nie dziwi fakt, że poświęcił mu blisko dwie godziny w Boskim. Włoska polityka będzie u niego jeszcze powracała.

Po kilku latach reżyser stworzył Młodego papieża – fantazję, parafrazę i wariację na temat mechanizmów rządzenia Watykanem. To serial o „papieżu przyszłości” i „papieżu-enigmie”, którego ciężko rozgryźć i określić – czy bliżej mu do nowoczesnego reformatora, czy też do fundamentalisty i strażnika starego porządku. Następnie byli Oni. Sorrentino porwał się na monumentalny (zaplanowany na dwuczęściowy) film o Silvio Berlusconim, którego centrum opowieści stanowiła, a jakżeby inaczej, polityka wpływów, bogactwa, przepychu, pazerności, korupcji, zepsucia i bezprawia. I w jednym, i w drugim przypadku interesowało go przede wszystkim napięcie między magnetyczną jednostką, narodem a instytucją. Obaj bohaterowie Sorrentino politykowali na swoich zasadach, manipulowali i wodzili za nos tłumy, balansując na granicy sacrum i profanum.

Młody papież - trailer HBO nowego serialu

Sceny z życia rodzinnego 

The Hand of God jest w zasadzie pozbawiona tego wymiaru. Walkę o wybory, resorty, polityczne trofea i stołki zastępują przepychanki toczone z perspektywy rodzinnego stołu. W najnowszym filmie Sorrentino pojawia się znamienna scena, gdy w ogrodzie odbywa się zjazd rodowy. Trudno na nim doliczyć się wszystkich ciotek, wujków i kuzynów, a jeszcze trudniej przebić się przez wieloosobowy harmider. – Władza i wielka polityka mogą przyprawić o zawrót głowy – mówił w poprzednich filmach Sorrentino. To jednak coś kompletnie innego od życia wśród bliskich i odkrywania własnej przeszłości, o której Włoch opowiedział tym razem. 

kadr z filmu „The Hand of God" / Netflix / materiały prasowe
kadr z filmu „The Hand of God" / Netflix / materiały prasowe
000 Reakcji

krytyk filmowy. Publikuje m.in. na łamach "Przekroju", "Czasu Kultury", tygodnika "Przegląd", czasopisma "Ekrany", a także w portalach Interia.pl, Wirtualna Polska, Popmoderna. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z Gwiezdnych Wojen.

zobacz także

zobacz playlisty