Ponadczasowe dreszcze. Thrillery sprzed lat, które trzymają w napięciu mocniej niż najnowsze produkcje17.12.2021
Zawiłe intrygi, wrobienia, poszukiwanie zemsty czy ucieczka przed przeznaczeniem – lata mijają, a filmowe historie opowiadane za pomocą gatunku thrillera, zwanego też dreszczowcem, wciąż skutecznie przykuwają widzów do ekranów. Niektórym produkcjom udaje się wybić poza schemat, inne raczej kopiują klasyczne, sprawdzone przed laty wzorce. Dziś przedstawiamy te produkcje, które mimo że powstały prawie pół wieku temu, wciąż stanowią wzór, któremu niekiedy trudno dorównać młodszym filmowcom. Oto zestawienie thrillerów z lat 70. i 80. XX wieku, które nie tylko się nie zestarzały, lecz mogą wręcz śmiało konkurować z dzisiejszymi produkcjami.
Francuski łącznik (1971), reż. William Friedkin
Zaczynamy jednym z największych amerykańskich klasyków lat 70., nagrodzonym aż pięcioma Oscarami (między innymi za Najlepszy Film) Francuskim pocałunkiem, opartą na prawdziwych wydarzeniach historią walki nowojorskiej policji z napływem francuskich narkotyków. Głównym bohaterem jest gliniarz Jimmy „Popeye” Doyle, nieuznający półśrodków twardziel, który bardzo często przekracza cienką granicę dzielącą stróża porządku od kryminalisty. Popeye znęca się nad ludźmi fizycznie oraz psychicznie, używa wulgarnego języka i potrafi strzelić uciekającemu bandycie w plecy, żeby mu nie uciekł. Dlatego jest tak skuteczny w walce z ludźmi, którzy również nie mają skrupułów. Francuski łącznik trzyma w napięciu zarówno pod względem ukazywanych wyborów moralnych, jak i skutecznie udającej dokumentalną rejestrację strony wizualnej. Nie wolno także zapominać o jednym z najlepszych i najbardziej efektownych pościgów samochodowych kina.
Uwolnienie (1972), reż. John Boorman
Czterech biznesmenów opuszcza wygodną Atlantę i wyrusza na spływ kajakowy w amerykańską dzicz, by spędzić kilka dni na bezpiecznym survivalu na łonie natury. Traktują jednak napotkanych lokalnych mieszkańców protekcjonalnie, co dość szybko zamienia ich przygodę w istny koszmar. O ile bowiem natura jest wobec naszych mieszczuchów obojętna, podrzucając im po prostu pod nogi kolejne kłody, choćby za sprawą rwącej rzeki, tak ludzie z regionu ewidentnie ich tam nie chcą i zrobią wiele, by im to udowodnić. Dość nadmienić, iż dochodzi i do zgonów, i do gwałtu, natomiast napięcie wynika nie tyle z obrazowości niektórych scen, lecz z błyskotliwie opowiedzianej obrazem, dźwiękiem oraz niedopowiedzeniem historii utraty niewinności. Każdy z bohaterów musi zmierzyć się ze swoim mrocznym „ja” i przewartościować własne myślenie o świecie, naturze, męskości. Najsilniejsi przetrwają, ale poniesiony koszt odmieni ich na zawsze.
Dzień Szakala (1973), reż. Fred Zinnemann
Amerykańskie kino lat 70. było mocno nacechowane aktualnymi oraz uniwersalnymi wątkami politycznymi, co przełożyło się na szereg politycznych dreszczowców łączących mistrzowską realizację z psychologicznym realizmem. Oparty na powieści Fredericka Forsytha Dzień Szakala wychodzi od zlecenia zamachu na prezydenta de Gaulle’a przez nacjonalistyczną organizację terrorystyczną, a finiszuje pojedynkiem wynajętego zabójcy ze stróżem prawa i porządku. To, co rozpoczyna się w skali ogólnoświatowej (dotyczy postępującej dekolonizacji Francji), kończy się intelektualno-fizycznym starciem dwóch ponadprzeciętnie uzdolnionych mężczyzn. Szeregiem sekwencji zrealizowanych tak, że aż chce się bić brawo. Jeden robi to dla pieniędzy, drugi dla honoru, ale choć nie przyznaliby tego na głos, są do siebie podobni. To sprawia, że ich podchody, mimo że sporo w nich przemocy i moralnej dwuznaczności, ogląda się z tak wielką satysfakcją.
Trzy dni Kondora (1975), reż. Sydney Pollack
Trzymający w napięciu dreszczowiec z zacięciem politycznym, tym razem związanym pośrednio z aferą Watergate oraz rosnącą w rezultacie tego skandalu atmosferą ogólnonarodowej paranoi. Robert Redford gra podrzędnego analityka CIA, który wychodzi pewnego dnia na lunch, a kiedy wraca do biura, z przerażeniem odkrywa, że jego współpracownicy zostali wymordowani. To dla niego początek szpiegowsko-paranoicznej odysei oraz walki o przeżycie w świecie, w którym nie można ufać nikomu. Wszystko dlatego, że odkrył przypadkiem coś, czego do końca sam nie rozumiał, ba – nie był nawet w pełni świadom swego odkrycia. O ile łatwo powiązać Trzy dni Kondora ze współczesnością, główną zaletą filmu Pollacka jest to, że prowadzi widza przez labirynt aliansów i potrójnych znaczeń w taki sposób, że skupia się na elementach filmowego spektaklu. Wszelkie refleksje, nawet jeśli wynikające z filmu wbrew założeniom twórców, musimy wysnuć sami.
Maratończyk (1976), reż. John Schlesinger
Trudno odciąć się w przypadku Maratończyka od wątków historyczno-politycznych – w końcu głównym złoczyńcą jest nazistowski zbrodniarz wojenny, który żyje od lat w luksusie dzięki zrabowanym w Oświęcimiu diamentom – jednak film Schlesingera sprawdza się najlepiej jako dreszczowiec o niewinnym mężczyźnie, który zostaje uwikłany w rządową intrygę i zmuszony, żeby stawić czoła psychopacie. Dustin Hoffman gra badającego nadużycia epoki makkartyzmu doktoranta, który trafia na celownik rzeczonego niemieckiego mordercy i jest wręcz przez niego torturowany, nie mając pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Musi się dowiedzieć, ryzykując życie. Protagonista jest nieświadomy i chaotyczny, antagonista cichy oraz metodyczny – emanuje typową filmową „złą energią”, pozostając zarazem stuprocentowo wiarygodny. Nie zmienia to faktu, że kontekst polityczny jest istotny, a film zdaje się aktualny na wielu różnych poziomach.
Wybuch (1981), reż. Brian De Palma
Filmami De Palmy z lat 70. i 80. moglibyśmy obdzielić spokojnie połowę zestawienia, gdyż na miejsce zasługuje w nim zarówno voyeurystyczny thriller Świadek mimo woli, jak i erotyczny dreszczowiec W przebraniu mordercy z brawurową rolą Michaela Caine’a, ale prawda jest taka, że w tej kategorii amerykański reżyser zabłysnął nade wszystko Wybuchem. Głównym bohaterem jest grany przez Johna Travoltę dźwiękowiec, który przypadkiem rejestruje coś, co zdaje się być próbą zamachu na istotnego polityka. Usiłując dociec prawdy, zagłębia się razem z publicznością w mechanizmy budowania audiowizualnej iluzji i tego, jak wpływa ona i na twórcę, i na odbiorę. Nawiązując do wizualnego stylu kina Hitchcocka, smutnej refleksji Powiększenia Antonioniego i obrazowej przemocy znanej z filmów giallo, Wybuch to mieszanka wybuchowa, która jest czymś więcej niż sumą jej składników. Filmem, który mami zmysły, podszeptując, iż nie wolno im ufać.
Świadek (1985), reż. Peter Weir
W zupełnie innym środowisku rozgrywa się akcja dreszczowca Petera Weira, którego bohaterem i zarazem ofiarą jest młody amisz. Chłopak jest świadkiem morderstwa powiązanego w pewien sposób z narkotykami. Gdy przydzielony do sprawy policjant orientuje się, że zabójcą był inny funkcjonariusz chroniony przez zwierzchników, postanawia ukryć się z chłopakiem w jego społeczności amiszów. Początkowo czuje się niechciany, obcy, zagubiony, stojąc na przegranej pozycji w tym starciu dwóch światów i kultur myślenia, lecz z czasem zdobywa zaufanie swoich gospodarzy, co okaże się kluczowe w sprawie kryminalnej. W Świadku mamy różne typy napięcia – jest to znane z klasycznych thrillerów, bo są mordercy, intrygi oraz ofiary, ale też społeczne i psychologiczne, wynikające z wrzucenia pozytywnej postaci w świat zupełnie jej (i widzowi) nieznany.
Autostopowicz (1986), reż. Robert Harmon
Jim jedzie autem przez amerykańskie bezdroża, a że jest porządnym i uczynnym gościem, nie waha się zaprosić do wozu potrzebującego pomocy autostopowicza. Sęk w tym, że John Ryder, jak tajemniczy nieznajomy każe do siebie mówić, okazuje się psychopatą i zaczyna grozić chłopakowi. Jimowi udaje się pozbyć intruza, lecz ten zaczyna go nękać na praktycznie każdym przystanku, doprowadzając chłopaka na skraj rozpaczy i wrabiając go przy okazji w morderstwo. Autostopowiczowi brakuje realizacyjnej subtelności i fabularnej refleksyjności thrillerów, które znalazły się w naszym zestawieniu – jest to film zdecydowanie bardziej wizualnie wulgarny i sadystycznie brutalny, zwłaszcza scena rozrywania na kawałki. Nie można mu jednak odmówić ani pewnej psychologicznej głębi, ani tym bardziej świetnego dawkowania napięcia w pojedynku niemal bezbronnego chłopaka z uwielbiającym chore gierki psychopatą z piekła rodem.
Bez wyjścia (1987), reż. Roger Donaldson
Jeden z najlepszych, aczkolwiek boleśnie dziś zapomnianych politycznych dreszczowców lat 80., pasjonujący zarówno w warstwie realizacyjnej, jak i fabularnej – mimo że opowiedziana w filmie historia do najbardziej wiarygodnych nie należy. Tytuł odnosi się do sytuacji, w której znalazł się oficer marynarki wojennej, podwładny sekretarza obrony USA, gdy odkrył, że kobieta, w której się zakochał, zginęła w wypadku. Nasz bohater wie, że nie był to wypadek, a za śmiercią kobiety stoi rzeczony sekretarz obrony, nie może jednak tego udowodnić. Bo w sumie kto mu uwierzy? Prawdziwa trudność sytuacji polega natomiast na tym, że pragnąc odsunąć od siebie podejrzenia, polityk wymyślił zawiłą intrygę, której stawką stało się bezpieczeństwo narodowe – a głównym podejrzanym okazał się właśnie nasz bohater, bo miał przecież romans ze zmarłą. Próbując znaleźć drogę w labiryncie fałszywych aliansów i podwójnych znaczeń, facet traci grunt pod nogami.
Frantic (1988), reż. Roman Polański
Finiszujemy filmem także trochę zapomnianym, a przynajmniej w kanonie Polańskiego, którego widzowie kojarzą bardziej z Dziecka Rosemary, Chinatown bądź Pianisty. A Frantic, nakręcony z kunsztem i wizualną werwą przez Witolda Sobocińskiego, to jeden z najciekawszych thrillerów lat 80. Oto do Paryża przylatuje na konferencję uznany amerykański chirurg wraz z małżonką. W hotelu dochodzi do dziwnego wydarzenia: nasz bohater idzie pod prysznic, a kilka minut później wraca do pustego pokoju. Jego żona zniknęła. Tak po prostu. W ten sposób zaczyna się brutalna paryska odyseja zupełnie nieprzygotowanego na podobną ewentualność człowieka, który dociera w poszukiwaniu ukochanej nawet do kryminalnego podziemia. Rosnąca desperacja mężczyzny i odkrywane przez niego przypadkiem nowe tropy prowadzą do wybuchowego finału, lecz Frantic to zdecydowanie jeden z tych filmów, w których sama przebyta droga jest ważniejsza od celu.
zobacz także
- Opowieści o dziewczynach – nie tylko dla dziewczyn
Trendy
Opowieści o dziewczynach – nie tylko dla dziewczyn
- Moc tkwiąca w zespole. Poznawanie świata i budowanie więzi z Fundacją Rejs Odkrywców Papaya Young Creators
Ludzie
Moc tkwiąca w zespole. Poznawanie świata i budowanie więzi z Fundacją Rejs Odkrywców
- Łukasz Orbitowski | Rzeczy i ból istnienia
Opinie
Łukasz Orbitowski | Rzeczy i ból istnienia
- Jak wygląda Internet? The Opte Project śledzi rozwój jednego z najważniejszych wynalazków ludzkości
Newsy
Jak wygląda Internet? The Opte Project śledzi rozwój jednego z najważniejszych wynalazków ludzkości
zobacz playlisty
-
Instagram Stories PYD 2020
02
Instagram Stories PYD 2020
-
Papaya Young Directors 5 Autorytety
12
Papaya Young Directors 5 Autorytety
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions
-
George Lucas
02
George Lucas