Opinie |

„Wszystko wszędzie naraz”, czyli wszystko, czego nie widzieliście jeszcze w kinie15.04.2022

żródło: Best Film

Nowy film kreatywnego duetu Daniels to coś trudnego do opisania – nieznośnie intensywnego, ale i mocno nowatorskiego, mimo, że przez ponad dwie godziny mielącego popkulturowe klisze. Jeśli mielibyśmy go do czegoś porównać, to jest to skrzyżowanie Matriksa, Scotta PilgrimaKłamstewka. Ale może nie porównujmy. Wszystko wszędzie naraz to jednak jeden z tych filmów, na którego seans warto przyjść z otwartą i pustą głową, nieskażoną opiniami, recenzjami, czy nawet zwiastunami. 

WSZYSTKO WSZĘDZIE NARAZ | NOWY FILM DUETU DANIELS I BRACI RUSSO | W KNACH OD 15 KWIETNIA | ZWIASTUN

Jeśli widzieliście poprzedni film Dana Kwana i Daniela Scheinerta, Człowiek scyzoryk (2016), w którym Paul Dano zagrał rozbitka, a Daniel Radcliffe gnijące zwłoki, wiecie mniej więcej czego (nie)spodziewać się po nowym filmie Danielsów. I choć Wszystko wszędzie naraz dzieli z tamtym filmem ten sam idealny balans między czymś kompletnie absurdalnym a głęboką opowieścią o bliskości, wizualnie bliżej mu do klipu, który otworzył dla duetu reżyserów i scenarzystów drzwi do Hollywood. Mowa o teledysku do Turn Down for What, wspólnego utworu francuskiego DJ-a i producenta DJ Snake'a i rapera Lil Jona. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji go zobaczyć i nie przyłożyliście ręki do ponadmiliardowej publiczności na YouTubie, koniecznie to nadróbcie. Teraz, po latach, Wszystko wszędzie naraz wydaje się na jakimś poziomie rozwinięciem tamtego szalonego pomysłu, rozszerzonym o równie dziwaczną fabułę. 


Wszystko wszędzie naraz zaczyna się całkiem niewinnie – główna bohaterka, Evelyn Wang (Michelle Yeoh), to zmęczona życiem Amerykanka chińskiego pochodzenia. Wspólnie z mężem Waymondem (Ke Huy Quan) prowadzi pralnię, ale ich biznes staje przed widmem bankructwa. Urząd skarbowy robi im audyt, w papierach jest bałagan i gigantyczna kara czeka za rogiem. Rodzina też Evelyn nie rozpieszcza – w małożonku, który próbuje wymiksować się z całego tego interesu, nasza bohaterka nie ma oparcia, a z odrobinę nieogarniętą dwudziestokilkuletnią córką nie ma najlepszego kontaktu. Do tego z Chin przyjeżdża właśnie w odwiedziny niedomagający i niemówiący po angielsku ojciec Evelyn, człowiek z zupełnie innego pokolenia i świata, któremu wnuczka próbuje za wszelką cenę przedstawić swoją dziewczynę. Ot dramat rodzinny jakich wiele, sugerujący, że coś tu się za chwilę wydarzy. Zamiast jednak budować w sobie nadzieję na zapas czy szukać chusteczek, zapnijcie przysłowiowe pasy. To dopiero preludium do tytułowego wszystkiego, które spada na nas w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

źródło: Best Film
źródło: Best Film


Tak trudno pisać o Wszystko wszędzie naraz bez zdradzania czegokolwiek. Nie, embargo od dystrybutora przestało już obowiązywać, po prostu nie chcemy zepsuć wam zabawy. Ale pewnie słyszeliście już, że w filmie pojawiają się światy równoległe. O ich istnieniu Evelyn dowiaduje się w najmniej oczekiwanym momencie ogromnego stresu, kiedy przepytywana przez bezwzględną urzędniczkę (Jamie Lee Curtis powinna za tę rolę dostać niejednego Oscara) przygotowana jest na najgorsze. Do wieloświata zaprasza ją nie kto inny, ale jej ciapowaty mąż – tak naprawdę agent Alfa, który zdradza jej też, że ma misję. Musi skontaktować się ze swoimi wersjami z równoległych rzeczywistości, aby zapobiec zniszczeniu multiwersum. Musi pokonać pokonać największego złola ze wszystkich: Jobu Tupaki.

źródło: Best Film
źródło: Best Film

Kiedy w filmie pojawia się pierwsza prawdziwa akcja, można być w lekkim szoku. Pełno tu nawiązań do Matriksa i innych filmów o wybrańcach, gdzie do mózgu uploadowane są specjalne umiejętności, walczący przebijają ściany, a nad powodzeniem operacji czeka tzw. guy in the chair – postać kluczowa w superbohaterskich produkcjach, która zapewnia zdalne wsparcie głównemu bohaterowi. Są też satyryczne odniesienia do filmów Marvela, 2001: Odysei kosmicznej, a nawet animowanego Ratatuja, a sposób podania tego widowiska jest tak specyficzny, jak we wspomnianym wcześniej teledysku DJ Snake'a. Co też jest tylko i wyłącznie zaletą, bo wprowadza zupełnie niespodziewaną i przy okazji oryginalną jakość.

DJ Snake, Lil Jon - Turn Down for What

W filmie, zgodnie z tym, co obiecuje tytuł, jest dużo wszystkiego – czasem aż za dużo. Fabuła rozwija się w niesamowitym tempie, a całość przypomina trochę amatoską produkcję, nakręconą przez filmowców, którym wytwórnia dała nagle 100 milionów dolarów i wolną rękę. Obserwujemy więc kolejne, czasem egzotyczne wcielenia Evelyn i jej rodziny, dopracowane walki wręcz i „ze sprzętem”, a także skoki w równoległe światy. Mechanika tych ostatnich jest naprawdę pomysłowa i zasługuje na zapisanie w panteonie popkultury – dość powiedzieć, że aby otworzyć portal, trzeba zrobić coś naprawdę, ale to naprawdę nieoczekiwanego. Czynność, której nie zrobilibyśmy przez przypadek. I za każdym razem inną. 

źródło: Best Film
źródło: Best Film


Sporo jest w tym wszystkim humoru i absurdu (choć odrobinę Montypythonowski „skecz” z gadającymi kamieniami można by skrócić o przynamniej połowę), a kiedy już kurz i brokat opadnie, doklejane wszędzie oczka przestaną na nas patrzeć, palce-parówki hipnotyzować, a równowaga między dobrymi a złymi zostanie przewrócona, pozostaje kilka naprawdę niegłupich przemyśleń i prosty morał. Nic nie ma bowiem znaczenia, jeśli naprawdę w to uwierzymy, a wszystko ma ogromne znaczenie, jeśli naprawdę tego chcemy. Śmierdzi banałem, ale w pakiecie z filmem, w którym sci-fi spotyka rodzinny dramat, a coming-of-age przeplata się z kung-fu, wybrzmiewa naprawdę głośno.

źródło: Best Film
źródło: Best Film
000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty