Zawiedzione oczekiwania. Filmowe rozczarowania 2021 roku10.01.2022
Zalew premier filmowych w kinach oraz streamingu oznacza, że każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie. Raz na jakiś czas zdarzają się jednak produkcje, które najzwyczajniej w świecie zawodzą. Bo nie spełniają potencjału. Bo nie wiedzą, czym chcą być. Bo marnują czas oraz talent świetnych aktorów. Bo są po prostu słabe i nic zdaje się w nich nie działać. Co oczywiste, „zawód” jest kwestią gustu, bowiem to, co jednym wydaje się liche, innych może z różnych względów zachwycić, postanowiliśmy jednak przyjrzeć się 10 filmom z 2021 r., które w najlepszym wypadku doprowadziły do wielu burzliwych dyskusji.
Kobieta w oknie, reż. Joe Wright
Reżysera Joe Wrighta można cenić bądź mieć awersję do jego filmów, nie można mu jednak zarzucić osiadania na laurach. Nakręcił klasyczny wojenny melodramat (Pokuta) i nowoczesne kino akcji (Hanna). Udowodnił, że teatralne kino może być piękne i wciągające (Anna Karenina) oraz zrealizował kiczowaty blockbuster w 3D (Piotruś. Wyprawa do Nibylandii). Stworzył jeden z najlepszych odcinków Czarnego lustra (tytuł Na łeb, na szyję) i namówił Gary’ego Oldmana do zagrania pod toną charakteryzacji Winstona Churchilla. I oto Wright nakręcił wraz z Amy Adams hitchcockowski dreszczowiec o siedzącej w domu kobiecie, która szpieguje w wolnych chwilach sąsiadów. Pewnego razu zauważa coś niepokojącego. Tylko czy rzeczywiście to widziała, czy jej się przywidziało? Na papierze był to potencjał na jeden z filmów roku, ale wyszła historia, która jest nie tylko nieskładna, ale przede wszystkim nudna. Zero napięcia, zero emocji, zero sensu.
Książę w Nowym Jorku 2, reż. Craig Brewer
Wiele wskazywało, że reaktywacja nakręconego ponad trzydzieści lat wcześniej klasyka Eddiego Murphy’ego nie może się udać, lecz mimo to widzowie wierzyli, że wracający od kilku lat do formy aktor będzie w stanie unieść komediowo ten powrót. W końcu pociesznie naiwny książę Akeem, który uciekł z rodzinnego pałacu, by poszukać w USA żony, był jednym ze szczytowych kinowych osiągnięć komika. Zdecydowanym plusem „dwójki” jest fakt, iż Murphy nie stracił humorystycznego wyczucia. Największym minusem jest to, że Akeem – już nie książę, lecz król – został sprowadzony do roli drugoplanowego podawacza ekspozycji, a jego nieślubny syn i jego rodzina pasują bardziej do B-klasowych komedii Tylera Perry’ego. Komediowy czar Księcia zastąpiono głośną i wulgarną serią luźno powiązanych skeczy, w których aktorzy konkurują, kto bardziej przeszarżuje. Co gorsze, przy okazji jest to film, który wypacza część przesłania „jedynki”.
Armia umarłych, reż. Zack Snyder
Filmy reżyserowane przez Amerykanina Zacka Snydera albo się kocha, albo nienawidzi, dlatego w gruncie rzeczy każda sygnowana jego nazwiskiem produkcja ma potencjał stać się jednym z największych zawodów danego roku. Nikt się chyba jednak nie spodziewał, że Armia umarłych, połączenie horroru zombie z efektownym heist movie, okaże się filmem tak bardzo wypranym z emocji i sensu. Fabularnie chodzi o to, że grupa najemników ma wykraść 200 milionów dolarów z kasyna w Las Vegas opanowanego przez hordy zombie. Logiki tu jak na lekarstwo, wszystko jest pretekstem do mdłych dialogów i quasi-ciętych ripost, zaś aktorzy przypominają przesuwane przed kamerami kloce drewna. Jest to jednak coś, co można by Armii umarłych wybaczyć, gdyby film dostarczał satysfakcjonującą rozrywkę. Nie dostarcza, Snyder, mistrz stylizacji, przesadził w zasadzie w każdym wizualnym aspekcie, a efekty komputerowe wołają o pomstę do nieba.
Eternals, reż. Chloé Zhao
To nie był zawód per se, Eternals nie tylko wytycza uniwersum Marvela nowe i ciekawe ścieżki, ale również całkiem nieźle przedstawia w dwie i pół godziny nieznane na szerszą skalę postaci. A wprowadzenie Eternals do MCU może sporo namieszać w kolejnych fazach uniwersum. Zawód wynikał z oczekiwań, z jednej strony rosnących o wiele za długo ze względu na pandemiczne przesuwanie premiery, a z drugiej podbijanych marką reżyserki, która stała się w międzyczasie dzięki Nomadland symbolem kobiecego autorskiego kina. Wszyscy ubzduraliśmy zatem sobie, że Eternals będą efektownym blockbusterem z niespotykaną w takich produkcjach głębią i refleksją, że będą czarować naturalnością interakcji, że z miejsca pokochamy postaci. Do kin zawitał jednak film, który nie wie, czym chce być – efektownym przebojem MCU czy zabarwioną autorską myślą produkcją. Trwa w zawieszeniu pomiędzy tym i tym, a w efekcie nie spełnia obietnicy ani tego, ani tego.
Cherry: Niewinność utracona, reż. Anthony Russo, Joe Russo
W tym przypadku film trafił do zestawienia nie tylko ze względu na udział znanych reżyserskich nazwisk, lecz też – a może nade wszystko – boleśnie zmarnowany potencjał. Na papierze Cherry prezentował się wybornie: reżyserzy najbardziej kasowego filmu w historii uniwersum Marvela (Avengers: Koniec gry) zmieniają styl i zabierają się za emocjonalnie niejednoznaczną opowieść o cierpiącym na zespół stresu pourazowego weteranie z Iraku, który na skutek uzależnienia od narkotyków zaczyna rabować banki. W roli głównej Tom Holland, który, tak jak reżyserski duet, pragnął za wszelką cenę udowodnić, że należy go brać na poważnie także poza superbohaterskim kontekstem. W praktyce wyszedł film, który wydaje się mieć wszystko, ale tak naprawdę nie oferuje niczego wartościowego. Film bardzo atrakcyjny, z którego jednak wieje treściową pustką, co niektórzy określili tak dużym przerostem formy nad treścią, że Cherry przypomina chwilami nieudany komiks.
Old, reż. M. Night Shyamalan
Autor Szóstego zmysłu zdawał się przeżywać ostatnio renesans kariery, jednak porażka Old na w zasadzie wszystkich możliwych frontach powinna mu wreszcie uświadomić, iż czas pokusić się o jakąś większą zmianę stylu. Old ma bowiem świetne założenie wyjściowe, które mniej więcej od połowy filmu zaczyna zamieniać się w fabularny mętlik pełen dziur logicznych. Oto grupa turystów trafia przypadkiem na dziką plażę, tam dochodzi do kuriozalnych anomalii czasowych: czas płynie tak szybko, że w ciągu kilkunastu godzin bohaterowie starzeją się kilkanaście lat. Z plaży nie da się uciec konwencjonalną drogą, postaci muszą znaleźć więc inną, a widz zrozumieć, co tak naprawdę ogląda. Że to nie horror, lecz specyficzna baśń. Czas nie służy Shyamalanowi, który z upływem lat stracił niestety wyczucie i nie potrafi już tak dobrze manipulować emocjami widza. Ten bowiem, gdy tajemnica zostaje wyjaśniona, może co najwyżej wzruszyć ramionami.
Matrix Zmartwychwstania, reż. Lana Wachowski
Można pokusić się o stwierdzenie, że nie było możliwości, żeby nakręcona po prawie dwudziestu latach specyficzna kontynuacja jednej z najbardziej przełomowych trylogii kina hollywoodzkiego spełniła pokładane w niej oczekiwania. Choćby dlatego, że zmieniły się nie tylko czasy – i wraz z nimi potrzeby oraz wrażliwość widzów – lecz przede wszystkim twórcy. Rodzeństwo Wachowskich nie zbliżyło się już potem ani razu do poziomu Matrixa, a tym razem Lana kręciła solo, próbując zadowolić i fanów, i siebie. Zawód części widzów był nieodzowny, niezależnie od tego, czy ktoś rozpoczynał seans, oczekując sentymentalnego domknięcia historii znanej z trylogii, czy też bombastycznej rozrywki. I to, i to w Zmartwychwstaniach przewija się na ekranie, ale ani to, ani to jakoś wielce nie satysfakcjonuje. Bo wydaje się zrealizowane na pół gwizdka, bo jest zbyt meta, bo tonalnie nie trzyma się kupy, bo ten nowy Matrix nie mógł być po prostu taki jak stare.
Kosmiczny mecz: Nowa era, reż. Malcolm D. Lee
Na pytanie, czy faktycznie spodziewaliśmy się po kontynuacji nakręconego jeszcze w latach 90. Kosmicznego meczu dzieła, odpowiadamy tak, jak w przypadku Księcia w Nowym Jorku 2: dzieła nie, ale solidnej rozrywki, która składa hołd swym korzeniom i próbuje wytyczać nowe ścieżki. Okazało się, że Nowa era nie radzi sobie ani z jednym, ani z drugim. Od filmu z Michaelem Jordanem odcina się na każdym kroku: technicznie, wizualnie, aktorsko, muzycznie, fabularnie, a okrzyczany udział obecnego mega-gwiazdora koszykówki LeBrona Jamesa sprawia, że twórcy próbują za wszelką cenę przekonać widza, że nowy Kosmiczny mecz jest fajniejszy. Nie jest i być nie mógł, jest równie przeciętnym wyciskaczem pieniędzy, lecz nakręconym bez większego celu (w latach 90. połączenie Jordana z Bugsem miało mimo wszystko kulturowe znaczenie). W kontekście wytyczania nowych ścieżek pozostaje nachalne lokowanie produktu.
Wszyscy święci New Jersey, reż. Alan Taylor
Łatwo dostrzec, iż wspólnym mianownikiem tego zestawienia są oczekiwania – nie tyle wobec fabuły, ile reżyserów bądź kontynuowania już istniejących i cieszących się uznaniem historii. Nie inaczej jest w przypadku Wszystkich świętych…, filmowego prequela jednego z najbardziej uwielbianych seriali: Rodziny Soprano. Nie oszukujmy się, opowieść o młodości Tony’ego Soprano, osadzona z jednej strony w świecie prawdziwym, a z drugiej wykreowanym w oparciu o to, co zostało wyjawione w serialu, nie miała szans dorównać oryginałowi. Miała jednak szansę wypracować coś nowego, świeżego. Problem w tym, że Wszyscy święci… nie mówią praktycznie nic ciekawego o młodych wersjach znanych postaci, ale i tak trzeba znać serial, żeby odnaleźć się fabularnie oraz emocjonalnie w tym, o czym film opowiada. To projekt zawieszony pomiędzy filmowymi ambicjami a realizacją czegoś, co dobrze się sprzeda, a w efekcie pozbawiony sensu.
West Side Story, reż. Steven Spielberg
Finiszujemy jednym z najbardziej niepotrzebnych remake’ów 2021 roku, który mimo wszystko miał wszelkie predyspozycje, by stać się jednym z bardziej barwnych i pozytywnych widowisk roku. Zwłaszcza w rękach Spielberga, reżysera, który nie miał dotychczas wiele wspólnego z gatunkiem musicalu, jednak jest znany z tego, że mimo upływu lat wciąż czuje kino rozrywkowe. Jego West Side Story składa się niestety z dwóch nieprzystających do siebie połówek. Gdy na ekranie króluje taniec, film staje się widowiskiem, które ogląda się z uśmiechem na twarzy. Spielberg i ekipa tworzą spektakl kolorów, wirujących ciał oraz scenograficzno-kostiumowych majstersztyków. Gdy jednak reżyser próbuje opowiedzieć historię tragicznego romansu dwójki młodych wywodzących się z różnych środowisk, wpada w pułapki poprawności politycznej. Film traci wizualny pazur i staje się miałką powtórką z przestarzałej społecznie i politycznie rozrywki.
zobacz także
- Muzyka w pakietach z gadżetami. W jaki sposób artyści zdobywają pierwsze miejsca list przebojów
Newsy
Muzyka w pakietach z gadżetami. W jaki sposób artyści zdobywają pierwsze miejsca list przebojów
- Zobacz niepublikowany dotąd zapis występu The White Stripes z 2005 roku
Newsy
Zobacz niepublikowany dotąd zapis występu The White Stripes z 2005 roku
- Nowe przygody „Ricka i Morty'ego” już w czerwcu. Adult Swim prezentuje pierwszy zwiastun 5. sezonu
Newsy
Nowe przygody „Ricka i Morty'ego” już w czerwcu. Adult Swim prezentuje pierwszy zwiastun 5. sezonu
- Hammond, Clarkson i May na tropie francuskich samochodów. Oto kolejny specjalny odcinek „The Grand Tour"
Newsy
Hammond, Clarkson i May na tropie francuskich samochodów. Oto kolejny specjalny odcinek „The Grand Tour"
zobacz playlisty
-
Lądowanie na Księżycu w 4K
05
Lądowanie na Księżycu w 4K
-
03
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
-
PYD: Music Stories
07
PYD: Music Stories