Ludzie |

Jan Pelczar: Piękny widok z biura, ale trzęsie29.04.2021

okładka książki "Lecę. Piloci mi to powiedzieli" / materiały prasowe

Dziennikarz Jan Pelczar w swoim debiutanckim książkowym reportażu Lecę. Piloci mi to powiedzieli rozmawia z pilotami, którzy realizują swoją pasję w chmurach, ale jednocześnie muszą mierzyć się z przyziemnymi problemami. Choć może się wydawać, że to spełnienie ich marzeń, często walczą po prostu o wygodniejszy fotel lub więcej miejsca w kabinie. Zapytaliśmy autora o to, kim jest operator sprzętu latającego, dlaczego linie lotnicze przypominają wielkie korporacje i czy w kokpitach spotkamy kolorowe ptaki.

Twoja książka rozwija wątki z artykułu opisującego życie pilotów, który jakiś czas temu pojawił się na łamach „Dużego Formatu”. Zdecydowałeś się przybliżyć czytelnikom zwykle, pozbawione stereotypów życie pracowników linii lotniczych. Starałeś się zmierzyć z przedstawionym przez popkulturę stereotypem pilota, który wydaje się być opanowanym, eleganckim mężczyzną w średnim wieku. Wydawało się, że tekst wywoła szeroką dyskusję.

Jan Pelczar: Redakcja „Dużego Formatu” odpowiednio wcześniej przygotowała mnie na stresy związane z publikacją tego materiału. Spodziewali się licznych negatywnych komentarzy. Zostałem więc m.in. poproszony o przygotowanie się do rozmowy z ekspertem od lotnictwa, który potwierdzi, że cytowani w tekście piloci mówią prawdę. Rano, w dniu, w którym ukazał się reportaż, przyszła wiadomość o śmierci Kory. To zdominowało media. Nie było miejsca na nic innego i nie było wokół mojego tekstu żadnych negatywnych komentarzy. Nie musiałem nic wyjaśniać ani się tłumaczyć. Teraz, w kontekście książki, zdecydowałem się nie czytać ani komentarzy, ani recenzji. Zarówno reportażem, jak i książką nie chciałem wywołać żadnej sensacji. Zależało mi tylko, żeby opisać, co dzieje się w zamkniętej kabinie pilotów.

Jakich kontrowersji obawiała się redakcja?

Nerwowych reakcji branży lotniczej. A ja celowo nie wymieniam nazw przewoźników, bo nie interesują mnie korporacje, a życie pilotów. Kontrowersyjne mogą wydawać się np. sytuacje, w których piloci śpią w trakcie lotu czy oglądają seriale. Bez wiedzy, jak to wygląda od drugiej strony, można to potraktować sensacyjnie. Może się komuś wydawać, że piloci muszą być nadludźmi, a ja chciałem pokazać, że ich zawód bywa podobny do innych.

Jako pasażerowie chcemy mieć pewność, że osoba, która steruje samolotem, jest jak przepełniony pasją Tom Cruise z Top Gun lub widzieć w pilocie kogoś wyjątkowo poukładanego i precyzyjnego. 

Przywołujesz w swoim reportażu wizerunek Leonardo DiCaprio w mundurze pilota z filmu Złap mnie, jeśli potrafisz. Nienaganny, przyciągający uwagę wygląd granej przez niego postaci zakorzeniony jest w opinii publicznej jako wzór do naśladowania dla pilotów – mimo że w filmie DiCaprio wciela się przecież w oszusta. Czy to popkultura sprawiła, że idealizujemy ich zawód?

Bez względu na nasz zawód, chcemy być dobrze postrzegani przez innych. Mój nie jest wyjątkiem, a nie każdy dziennikarz może być Bobem Woodwardem czy Ryszardem Kapuścińskim. W rozmowach z pilotami przykład Leonardo DiCaprio pojawiał się często – jako pewnego rodzaju postać ikoniczna, bo taki wizerunek pilota (jeśli chodzi o wygląd) sprzedają nie tylko filmy, ale i same linie lotnicze w reklamach. Taka wyidealizowana wizja pracownika linii lotniczej, tzn. eleganckiego, nienagannie uczesanego i elokwentnego, ma dawać poczucie profesjonalizmu, sprzedać poczucie bezpieczeństwa. Byłem świadkiem tak zwanego chrztu na jednym z lotnisk. Kiedy na nowej trasie danej linii ląduje pierwszy samolot, witają go wozy straży pożarnej. Samolot, kołując do rękawa, przejeżdża pomiędzy bramą stworzoną ze strumieni wody. Stałem w tłumie lokalnych dziennikarzy i dostrzegłem niedowierzanie i przerażenie na twarzach, kiedy z kabiny wyszli młodzi piloci. Jako pasażerowie chcemy mieć pewność, że osoba, która steruje samolotem, jest jak przepełniony pasją Tom Cruise z Top Gun lub widzieć w pilocie kogoś wyjątkowo poukładanego i precyzyjnego. W rzeczywistości często jest inaczej. To ciekawe, że kiedy wchodzimy do autobusu czy pociągu, nie sprawdzamy, czy kierowca wygląda „profesjonalnie”. To też była jedna z moich inspiracji.

Czy rozmawiałeś z pilotami z różnych linii? Czy życie pilotów z luksusowych linii lotniczych różni się od tego, które prowadzą pracownicy tańszego przewoźnika?

Luksusowość linii nie przekłada się na elegancję pracy zatrudnionych przez nią osób. Pilot Boeinga narzeka na ciasnotę w kabinie bez względu na to, w jakich liniach lata. Faktem jest, że tam, gdzie bardziej potrzebują pilotów, tam lepiej płacą. Linie lotnicze działają jak korporacje i tną koszty na każdym możliwym poziomie. Dlatego polityka zatrudniania często pozostawia wiele do życzenia – coraz powszechniejsze są w tej branży umowy B2B. Zdarzają się także piloci, którzy edukowali się za pieniądze linii i muszą w trakcie pracy spłacić zadłużenie.

 

Czy przepytując pilotów, zauważyłeś jakąś wspólną, łączącą ich cechę? 

Z jednej strony mamy wyobrażenie, że piloci to wolne, kolorowe ptaki, które ekscytują się podróżami i cieszą się, że codziennie śpią w innym mieście. Są też tacy, którzy myślą tylko o powrocie do domu i spotkaniu z rodziną. Nie ma tu jednego wspólnego mianownika. Bywają domatorzy, którzy nie wychodzą z hotelu, wcale nie biorą świata „za rogi”, tylko usychają z tęsknoty za bliskimi. Jest jednak jedna cecha tożsama u wszystkich – dla każdego najważniejsze jest bezpieczeństwo. Niezależnie od przewoźnika – nikt nie może sobie pozwolić na oszczędzanie na bezpieczeństwie. 

I naprawdę mimo codziennej rutyny nikt nie bagatelizuje tego tematu?

Nikt, choć zdarzało mi się wyczuć pewną nonszalancję u starszych pilotów z długim stażem. A młodzi? Zupełnie jakby nie wyobrażali sobie sytuacji, w której nie są w pełni skupieni podczas całego lotu.

Niektórzy piloci stawiają teorie, że tani przewoźnicy nie mogą pozwolić sobie na katastrofę, bo splajtują. Linie finansowane przez rządy, z wieloletnimi tradycjami, nie boją się aż tak bardzo utraty pozycji. 

Mówisz, że linie lotnicze to latające korporacje. 

Jeden z pilotów powiedział: to, co się dzieje w lotnictwie, to ciągła walka księgowych z operacyjnymi. Jedna strona musi dbać o spinanie budżetu, a druga o komfort pilotów. Prywatne linie muszą przynosić po prostu zyski. Piloci stykają się z problemami, które znamy także z innych dziedzin. Lotnictwo jest poligonem postępu technologicznego – między pierwszą podróżą samolotem a pierwszym lotem w kosmos nie minęło nawet kilka pokoleń. To, że latamy, jest dla ludzi w moim wieku oczywistością, ale jednocześnie wciąż pozostaje czymś niesamowitym. Oficjalny medialny wizerunek jest taki, że dzięki olbrzymim pieniądzom rejsy samolotów i loty kosmiczne są zapięte na ostatni guzik, wszystko działa na tip-top. A wiemy, że tak nie jest – choćby z bardzo znanej i udokumentowanej historii Neila Armstronga, któremu podczas misji Apollo 11 m.in. złamał się włącznik silnika. Błędy, niedobory finansowe, złe decyzje – to wszystko wychodzi także w lotnictwie. Jeśli jest jakaś linia skupiona tylko na zarabianiu, prędzej czy później da to o sobie znać. Niektórzy piloci stawiają teorie, że tani przewoźnicy nie mogą pozwolić sobie na katastrofę, bo splajtują. Linie finansowane przez rządy, z wieloletnimi tradycjami, nie boją się aż tak bardzo utraty pozycji.

Jak oszczędza się w luksusowych liniach lotniczych? 

Rozmawiałem z wieloma pilotami pracującymi w liniach lotniczych, które mogłyby nam się skojarzyć z latami świetności Pan-Am, czy Orient Expressu. Dziś w elitarnych firmach też trzeba oszczędzać, ale tak, żeby nie rzucało się to w oczy. Jeśli warunkiem utrzymania firmy jest stworzenie luksusowych warunków, tworzy się je dla pasażerów, a nie dla pracowników. Załoga ma sobie poradzić. Tak jak mówi jeden z pilotów: „mamy piękny widok z biura, ale strasznie trzęsie, jest bardzo głośno i bardzo ciasno”. Wydaje nam się też, że piloci po lądowaniu podróżują do hotelu luksusowym autem, a czasem muszą wracają z lotniska busami, które określają jako rozklekotane. To wszystko jest zwyczajnym biznesem.

okładka książki "Lecę. Piloci mi to powiedzieli" / fot. materiały prasowe
okładka książki "Lecę. Piloci mi to powiedzieli" / fot. materiały prasowe

Przytaczasz historie, w których piloci opowiadają także o złym stanie technicznym samolotów. To może przerażać.

Mam wrażenie, że w niejednej kabinie coś zawodzi. Wielu pilotów narzeka na stan techniczny sprzętu. Samoloty są potwornie drogie i muszą swoje wysłużyć. Tutaj pojawiają się kolejne problemy – maszyny ktoś musi naprawiać, a mechanicy wcale nie są szczególnie dobrze wynagradzani. Niewiele wyspecjalizowanych osób chce pracować za małe stawki.

W książce używasz określenia „operator sprzętu latającego”. To już nie jest pilot?

Ciągle opowiadam o zawodzie pilota, a jednak w wielu firmach w dokumentach używa się określenia „operator sprzętu latającego”. Są piloci-operatorzy, którzy mają np. wyrobione uprawnienia tylko na jeden typ dużego pasażerskiego samolotu. Takie osoby bardzo często nie mają w ogóle uprawnień, żeby w czasie wolnym latać na innych samolotach.

Jan Pelczar / fot. Jerzy Wypych / materiały prasowe
Jan Pelczar / fot. Jerzy Wypych / materiały prasowe

Przygotowując reportaż, rozmawiałeś z różnymi pilotami – tymi, którzy zdecydowali się na tę branżę z pasji, ale także takimi, którzy podchodzili do tematu bardziej pragmatycznie. Chętnie z tobą rozmawiali?

Podstawowym problemem przy pisaniu tej książki było zbieranie materiału. Okazało się, że piloci po prostu nie chcą ze mną rozmawiać. Myślałem, że już publikacja w „Dużym Formacie” otworzy mi drzwi do instytucji i ludzi, którzy chcą podzielić się swoją historią. Tymczasem umówienie się z nimi było bardzo trudne. Było kilka takich momentów, że nie wiedziałem, czy w ogóle uda mi się skończyć tę książkę. 

Jak myślisz, z czego to może wynikać? 

To jest już pytanie do pilotów. Mam wieloletnie doświadczenie w pracy dziennikarza i po raz pierwszy zdarzyła mi się sytuacja, że ktoś nie pojawił się na spotkaniu, a potem nawet się nie odezwał. Przyznam, że nie spotkałem nikogo, kto powiedziałby, że to „tylko” lukratywna praca. Często pada za to teza, że aby spełniać się w tym zawodzie, potrzeba bardzo dużo pasji. Myślę jednak, że to można powiedzieć o niemal każdej branży.

 

000 Reakcji
/ @sobierajka

Redaktorka

zobacz także

zobacz playlisty