Amator jako vloger i nowe losy prof. Wilczura? 9 polskich filmów, które powinny doczekać się remake'ów27.04.2022
Współczesność postawiłaby wiele nowych wyzwań przed bohaterami kultowych polskich filmów, takich jak Amator, Vinci albo Hydrozagadka.
Znana wszystkim zasada o nieszarganiu świętości niegdyś wpisywała się w myślenie o kinie. Trudno było wyobrazić sobie, że młodszy i znacznie mniej doświadczony reżyser bierze się za reinterpretację niekwestionowanego klasyka. Reguły gry uległy jednak zmianom, a w dobie kultury remiksu rozmaite remake'i, spin-offy czy sequele nikogo już nie powinny dziwić..
Co o współczesnym filmie mówi ta tendencja? Czy jest dowodem umiejętności odmieniania zastanych rzeczy przez wszystkie przypadki, a może wyrazem braku kreatywności i odcinaniem kuponów? Próba odpowiedzi na te pytania z pewnością mogłaby być tematem niejednego artykułu. Tym razem nie staramy się jednak o ocenę tego zjawiska, ale proponujemy ćwiczenie myślowe dotyczące tego, które polskie produkcje mogłyby doczekać się nowych wersji. Na wstępie trzeba przyznać jedno – i bez potencjalnych remake'ów Znachor, Tato albo Amator bronią się po wielu latach. Zobaczenie, jak profesor Wilczur bryluje w homeopatii albo detektyw As z Hydrozagadki szuka ludzi pijących z plastikowych słomek, mogłoby za to nadać nowy, nieoczywisty kontekst dobrze znanym filmom.
Pociąg (1959), reż. Jerzy Kawalerowicz
Podróż pociągiem albo autobusem potrafi dać wgląd w cały przekrój społeczeństwa. W innych okolicznościach ludzie spieszący się do pracy, dzieci z tornistrami wypełnionymi książkami albo emerytki udające się na zakupy nie spotkaliby się w jednej przestrzeni. 60 lat temu Jerzy Kawalerowicz dostrzegł potencjał w takim pomyśle. Prosty, choć wyrazisty i ponadczasowy koncept doczekał się sprawnej, przykuwającej wzrok realizacji. Każdy z bohaterów Pociągu dźwiga ze sobą bagaż własnych wyobrażeń, doświadczeń i smutków, które splecione jedną podróżą przeobrażają się w gęsty koktajl z rozmów, niedopowiedzeń czy długich spojrzeń. Nieżyjący już reżyser nie ocenia swoich postaci, tylko daje im ponieść się falom autentycznych, niczym nieskrępowanych emocji. Pisarze Jacek Dehnel czy Filip Springer lubią zbierać strzępki podobnych historii z przedziałów i dzielić się nimi w swoich mediach społecznościowych. Czy pociągowe anegdotki kiedyś doczekają się rozwinięcia w dłuższą, bliższą współczesnym realiom historię?
Nóż w wodzie (1961), reż. Roman Polański
Realizacja Noża w wodzie sprzed ponad sześciu dekad nie należała do najłatwiejszych zadań. Ekipie przeszkadzały zmienne warunki atmosferyczne, kamera kierowana przez Jerzego Lipmana była ustawiona na pływającej platformie, a młodzi aktorzy początkowo nie byli przygotowani do odgrywania niektórych scen. Na planie doszło nawet do takiej sytuacji, że Jolanta Umecka wcielająca się w postać Krystyny musiała zostać wystraszona niezapowiedzianym strzałem z rakietnicy, żeby wywołać u niej autentyczny strach. Mimo wielu przeszkód Polańskiemu udało się dopiąć swego i już na początku kariery wykreować jeden z najbardziej wyrazistych dramatów psychologicznych w swoim dorobku. Potyczki między trójką protagonistów na jednej łodzi zostały rozpisane w na tyle umiejętny sposób, żeby widzowie mogli z uwagą zastanawiać się nad tym, co zrobiliby w ich sytuacji. Nas ciekawi to, po jakie chwyty retoryczne sięgnęliby dzisiejsi bohaterowie. Co teraz obnażyłoby słabość Andrzeja i czym autostopowicz zaimponowałby parze nieznajomych? Tak czy owak – historia świetnie nadawałaby się na netfliksowy thriller.
Hydrozagadka (1970), reż. Andrzej Kondratiuk
W jednym ze swoich pierwszych filmów Kondratiuk zrobił to, na co nie odważyło się wielu znacznie bardziej doświadczonych od niego twórców. Dzieje kinematografii PRL-u nie odnotowują wielu przypadków produkcji igrających z kinem superbohaterskim i sci-fi. Dzięki niebanalnemu podejściu do obu konwencji i dużej dawce humoru reżyser sprostał temu niełatwemu wyzwaniu, a Hydrozagadka nie stanowi marnej, niedoinwestowanej imitacji, tylko samoświadomą, dowcipną całość. Historia detektywa Asa i profesora Milczarka, którzy głowią się nad problemem znikającej wody w Warszawie, intryguje wyrazistymi postaciami (Roman Kłosowski jako książę maharadża Kaburu!) oraz wartkimi zwrotami akcji. Współcześnie, gdy wątki dotyczące zmian klimatycznych i podobnych katastrof naturalnych nie są bagatelizowane, a świat kocha wyrazistych protagonistów z Marvel Cinematic Universe, połączenie obu tych motywów mogłoby okazać się czymś ożywczym. Z drobną uwagą – reżyser potencjalnego remake'u musiałby pobrać od Kondratiuka solidną lekcję dystansu.
Zaklęte rewiry (1975), reż. Janusz Majewski
Książka Tadeusza Kurtyki (Henryka Worcella) z 1936 roku cztery dekady później doczekała się przeniesienia na duży ekran. Intuicja w tym przypadku nie zawiodła reżysera adaptacji. Historia stojąca za Zaklętymi rewirami Janusza Majewskiego, których akcja rozgrywa się w ekskluzywnej restauracji „Pacyfik”, przełożona na język filmowy nabiera dodatkowej energii i kolorytu. Duża w tym zasługa wartkiego, dynamicznego montażu, jazzowej muzyki Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza i scenografii oddającej hotelowy luksus skontrastowany ze znojem kelnerów. Największym atutem produkcji pozostaje jednak sam scenariusz Pavla Hajnego. Losy Romana Boryczko (w tej roli znakomity Marek Kondrat) poznającego tajniki gastronomii to uniwersalna opowieść o poszukiwaniu godności i cenie, jaką przychodzi zapłacić za osiągnięcie sukcesu. W dobie późnego kapitalizmu, gdzie praca w usługach, uprzejmość względem klientów i nieustanne poskramianie własnych ambicji nadal są chlebem powszednim, Zaklęte rewiry mogłyby okazać się nader aktualne.
Amator (1979), reż. Krzysztof Kieślowski
Czym dziś mógłby być Amator? Historią ambitnego tiktokera, który streamuje wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy? Opowieścią o człowieku stopniowo zatracającym się w swojej pracy i zaniedbującym rodzinę? A może blisko dwugodzinnym vlogiem kogoś, kto lubi eksperymentować z obrazem? Trudno wskazać jedyną poprawną odpowiedź. Pewne jest za to, że w dobie rosnącego zainteresowania sztuką filmową i kompulsywnym wręcz rejestrowaniem swojego życia dzieło Kieślowskiego ma duży potencjał reinterpretacyjny. Szczytowe dokonanie kina moralnego niepokoju to wnikliwy portret zaopatrzeniowca Filipa Mosza (gra go Jerzy Stuhr), który dostaje interesującą go propozycję. Musi nakręcić film na 25-lecie istnienia swojego zakładu pracy, ale szybko okazuje się, że jego koncepcja nie spotyka się z aprobatą kierownika zakładu. Reżyser z dużą uważnością przybliżył dylematy moralne targające protagonistą, dla którego pewne decyzje mogą okazać się brzemienne w skutkach.
Znachor (1981), reż. Jerzy Hoffman
Jego seans stał się dla wielu Polaków nieodłącznym elementem obchodzenia świąt Bożego Narodzenia albo Wielkanocy, o czym pisaliśmy niegdyś na łamach Papaya.Rocks. Ponadczasowa popularność Znachora ze znakomitym Jerzym Bińczyckim w roli głównej nie powinna dziwić. To w końcu uniwersalna historia o „człowieku bez właściwości”, który dostaje szansę od losu i zaczyna drugie życie, nie pamiętając nic ze swojej przeszłości. W dziele Jerzego Hoffmana ukryło się także przesłanie dotyczące akceptacji inności i odwiecznego dylematu pomiędzy nauką a tym, co nadnaturalne czy wymykające się ludzkiemu rozumieniu. To wreszcie opowieść o klasowej pogardzie, której echa rozbrzmiewają także we współczesnym społeczeństwie. Aż prosi się, żeby przefiltrować te wątki przez wrażliwość dzisiejszych twórców. Co ciekawe, kontynuacja Znachora, czyli Wnyki, już powstała, tylko w mediach nie mówi się o niej zbyt wiele. We Wnykach nie pojawia się jednak kultowy profesor Wilczur, a jego wnuczka.
Tato (1995), reż. Maciej Ślesicki
Pełnometrażowy debiut Ślesickiego, współzałożyciela Warszawskiej Szkoły Filmowej, był szeroko komentowany nie tylko ze względu na wyraziste kreacje Bogusława Lindy i Doroty Segdy. Z dużą siłą rezonował sam wątek tacierzyństwa podjęty przez reżysera, na tamte czasy niedoreprezentowany nie tylko w kinie, ale i w debacie publicznej. Historia Michała Suleckiego, wziętego operatora walczącego o prawo do opieki nad swoją siedmioletnią córką, stanowiła jeden z niewielu wyrazistych portretów empatycznych, gotowych do wyrzeczeń ojców. Dziś, gdy coraz częściej zauważa się schematy toksycznej męskości, a wychowywanie dzieci jest szeroko komentowane, Tato w nowej odsłonie przypomniałby o kilku ważnych kwestiach. O tym, że bez zachowania równowagi pomiędzy pracą a rodziną nie da utrzymać się zdrowych relacji. O tym, jak bardzo skostniałe potrafią bywać narzucone przez społeczeństwo role płciowe. I – last but not least – o tym, że mężczyźni popełniają błędy i powinni umieć się do nich przyznać.
Słodko gorzki (1996), reż. Władysław Pasikowski
Cztery lata po Psach, które umieściliśmy w zestawieniu najciekawszych filmów komentujących transformację ustrojową, Pasikowski zaprezentował publiczności Słodko gorzki. Jedno trzeba napisać od razu – dramat nie jest najlepszą pozycją w jego dorobku. Pojawia się tu wiele uproszczeń fabularnych, bohaterowie wpadają w klisze, a ujęcia Tomasza Lipińskiego śpiewającego Jakby nie stało się nic między scenami zdążyły się zestarzeć. Mimo to produkcja, gdzie w jednej z głównych ról zobaczymy 17-letnią wtedy Anitę Werner, dziś popularną dziennikarkę, podejmuje wiele wątków mogących sprawdzić się we współczesnym kinie. Coming-of-age z wątkiem sensacyjnym był obecny w Placu zabaw Bartosza Kowalskiego albo Baby Bump Kuby Czekaja, ale nad Wisłą to nadal niewyeksploatowana konwencja. Historia samobójstwa Bąbla, którą postanawia zająć się zrozpaczony Mat (w tej roli Rafał Mohr), ubogacona wątkami dotyczącymi mediów społecznościowych lub alienacji nastolatków zyskałaby nowe oblicze.
Vinci (2004), reż. Juliusz Machulski
Dynamiczny heist movie osadzony w polskich realiach? To koncepcja śmiała, ale z dużym potencjałem i dziwi fakt, że niewielu poza Juliuszem Machulskim zdecydowali się na taki pomysł. – Chciałem wrócić do początków swojej drogi filmowej. Do inteligentnych kryminałów, w którym bohaterowie wodzą siebie i widzów za nos. Tak było w przypadku obu Vabanków – tłumaczył swoją koncepcję reżyser. Postawione przed sobą samym cele spełnił z nawiązką: historia Cumy, złodzieja otrzymującego zlecenie na kradzież drogocennej Damy z łasiczką Leonarda da Vinci, sprawnie meandruje między gatunkami i wciąga od pierwszych minut. Zawarte w niej zwroty akcji i gagi potrafią być dowcipne, a zarazem nieoczywiste i nieuwłaczające inteligencji odbiorców. Machulski dobrze trafił również z castingiem – Robert Więckiewicz, Marcin Dorociński i Borys Szyc czują swoich bohaterów i dylematy, przed którymi stoją. Pozostaje tylko pytanie, za czym goniliby bohaterowie uwspółcześnionego Vinci. Może tym razem stawką powinno być cyfrowe NFT?
zobacz także
- Zwrot na ostatniej prostej. 10 filmów, które przemontowano po pokazach testowych
Opinie
Zwrot na ostatniej prostej. 10 filmów, które przemontowano po pokazach testowych
- Mistrzowie opowiadania historii. 11 filmów, które nie mogłyby istnieć bez narratora Papaya Young Creators
Opinie
Mistrzowie opowiadania historii. 11 filmów, które nie mogłyby istnieć bez narratora
- Dothraki, Ku, minioński i klingoński. 10 fikcyjnych języków stworzonych na potrzeby filmów i seriali
Opinie
Dothraki, Ku, minioński i klingoński. 10 fikcyjnych języków stworzonych na potrzeby filmów i seriali
- W punkt. 10 seriali, które wyjątkowo celnie komentują naszą rzeczywistość
Opinie
W punkt. 10 seriali, które wyjątkowo celnie komentują naszą rzeczywistość
zobacz playlisty
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions
-
Papaya Young Directors 5 Autorytety
12
Papaya Young Directors 5 Autorytety
-
Papaya Films Presents Stories
03
Papaya Films Presents Stories