Ludzie |

Bawełna w kokonie ze stali. Rozmawiamy o wrażliwości z psycholożką Anną Olszewską-Konopą 26.05.2022

Pxhere.com

Psychoterapeutkę, trenerkę i wykładowczynię, która na co dzień pracuje z artystami, pytamy o status wrażliwych osób w społeczeństwie, próby radzenia sobie ze wstydem i sytuacje, gdy zewsząd czyha na nas zbyt dużo bodźców. Zastanawiamy się również nad tym, czy sztuka może pełnić funkcję terapeutyczną i dlaczego należy dbać o samoświadomość. 

Nad wrażliwością pochylili się także uczestnicy 9. edycji konkursu Papaya Young Creators, którzy stworzyli propozycje filmów dla marki MODIVO. Ich zadaniem było spojrzenie na nią nie tyle jak na słabość, co na siłę, dzięki której możemy spojrzeć na świat z innej perspektywy. Anna Olszewska-Konopa zdradza nam, jak zacząć myśleć w taki sposób i zrozumieć, że warto uszanować swoje emocje, także te negatywne. 

O wrażliwości mówi się dziś bardzo dużo. Czy da się wykrystalizować jej konkretną definicję? 

W psychologii wrażliwość traktowana jest jako kategoria o silnym podłożu związanym z temperamentem. Mówimy o niej jak o cesze, która definiuje nasz sposób odbierania rzeczywistości. Jest silnie powiązana z układem nerwowym i z tym, co określa się mianem reaktywności – podatnością na określone bodźce i informacje. Innym aspektem wrażliwości podejmowanym w literaturze jest aspekt obecności, pełnego przeżywania. Jedną z badaczek, która zajmuje się tym pojęciem, jest Elaine Aron. W książce poświęconej osobom wysoko wrażliwym stara się rozbroić ten konstrukt, przyjrzeć się mu z naukowej strony i opisać go konkretnymi cechami. W pracy ukuła w związku z nim czteroliterowy akronim DOES.

Co się za nim kryje? 

Pierwsza litera to Depth, czyli głębokość przetwarzania. Dzięki niej osoby wrażliwe mają tendencję do uważniejszej analizy pewnych zdarzeń niż reszta otoczenia .Z tego powodu niejednokrotnie w procesie analizowania rzeczywistości są częściej postrzegane jako zatrzymane, nieprzystosowane do danej sytuacji. O oznacza Overstimulation – tendencję do przebodźcowania w krótszym czasie, a co za tym idzie, zmęczenia. To dzięki niej u wrażliwych jednostek, które nie czują się przytłoczone, pojawia się szczodrość, empatia, hojność czy łaskawość. Trzecia litera akronimu, E, to Emotional Reactivity and Empathy. Stoi za nią odbiór świata przez pryzmat emocji będących ważną kategorią poznania. Daje szansę zgrania się z drugą osobą. Odpowiadają za nią dwie struktury mózgowe: wyspa odbierająca wewnętrzne i zewnętrzne bodźce, a także neurony lustrzane.

Czym one są?

To komórki nerwowe, dzięki którym możemy zrozumieć drugą osobę i empatyzować z nią. Zostają pobudzane, gdy obserwujemy wykonywaną przez kogoś czynność. W rezultacie czujemy się, jakbyśmy to my przeżywali dane zachowanie. Widząc czyjś płacz, nasz mózg uruchamia podobną reakcję. Oczywiście, ma mniejsze natężenie i skutki, ale częściowo wchodzimy w buty kogoś innego. Neurony lustrzane łatwiej uaktywniają się właśnie u osób wrażliwych. 

Z akronimu została nam jeszcze litera S. 

S, czyli Sensory Sensitivity, wyczuwanie subtelności. Dzięki niej wyróżniamy z tła bodźce, które innym wydają się nieistotne. Można określić ją mianem wysokiej wrażliwości percepcyjnej. Ewolucyjnie jest o tyle ciekawa, że osoby w nią wyposażone były użyteczne dla swoich społeczności. Były w stanie np. szybciej dostrzec potencjalne zagrożenia.  

Wrażliwość polega na zdolności uczestnictwa w danej chwili. Towarzyszą jej niepewność ryzyka, groźba zranienia i pokazywanie miękkiego podbrzusza

Czy klasyfikacja Aron wyczerpuje temat wrażliwości? 

Zdecydowanie nie – to tylko jedno podejście. Ciekawym konstruktem dotyczącym wrażliwości są też np. prace Brené Brown. Badaczka łączy ją z pojęciem odwagi i zdolnością do odsłaniania się. „Wrażliwość to nie znajomość smaku zwycięstwa lub porażki. To zrozumienie nieuchronności ich współistnienia, zaangażowanie i całkowite oddanie” – pisze wprost. Pokazuje tym, że wrażliwość polega na zdolności uczestnictwa w danej chwili. Towarzyszą jej niepewność ryzyka, groźba zranienia i pokazywanie miękkiego podbrzusza. Naukowczyni dodaje, że jeśli już w pełni staniemy za swoją prawdą i rozumieniem sytuacji, musimy mieć odwagę, żeby pokazać je światu.

Czy świat chce w ogóle poznać tę prawdę? 

Według Brown we współczesnym świecie self-made manów i historii nastawionych na sukces wrażliwość nie jest pożądaną cechą. Kulturowo uczymy się wielu zachowań, które próbują uśpić czy zahamować tę kategorię – pojmowaną jako otwartość na świat czy innych. Mamy współcześnie tendencję do perfekcjonizmu, pracoholizmu, permanentnego przeciążania się. Sięgamy po znieczulające nas rzeczy, uśmierzające wewnętrzny ból i odciągające nas od tego, co tu i teraz. Uciekamy w różne formy behawioralnych uzależnień. Wszystko po to, żeby nie czuć lub czuć zdecydowanie mniej.

Wynika z tego, że wrażliwość bywa niewygodna, bo wiąże się z dotarciem do czegoś, co niekoniecznie jest przyjemne.

Tak, ale z drugiej strony Brown mówi również o tym, że wrażliwość jest katalizatorem wielu egzystencjalnych podstaw, fundamentem łączności i więzi. Dzięki niej budujemy satysfakcjonujące relacje z innymi ludźmi. Blisko niej jest także wdzięczność i intuicja. Wiele procesów w naszej głowie dzieje się w tle, a wrażliwe osoby dostrzegają je dzięki głębokości przetwarzania.

Ponad 40% osób zupełnie nie posiada za to wrażliwości. Tłumaczy to, dlaczego pojawia się wiele pojęć odzwierciedlających niezrozumienie tej cechy. Ludzie wyrażają wobec niej zdziwienie, zakłopotanie albo deprecjonują je.

Czy istnieją dane dotyczące tego, jaki odsetek osób można określić mianem wrażliwych według tych definicji?

Na gruncie badań psychologicznych mówi się o przedziale od 15 do 20% społeczeństwa. Ponad 40% osób zupełnie nie posiada za to wrażliwości. Tłumaczy to, dlaczego pojawia się wiele pojęć odzwierciedlających niezrozumienie tej cechy. Ludzie wyrażają wobec niej zdziwienie, zakłopotanie albo deprecjonują je. Na pewno trzeba jednak podkreślić, że wrażliwość już od stuleci nie była czymś, do czego podchodzimy obojętnie. Psychologia teraz postanowiła zająć się nią dokładniej. I tu do głowy przychodzi mi jeszcze Emmanuel Levinas.

Dlaczego akurat on?

Przeczytałam jego rozważania w świetnej książce Rozdroża i ścieżki wrażliwości pod redakcją Piotra Orlika. Levinas był litewskim Żydem, a uczył się w bombardowanym dzisiaj Charkowie. W Ukrainie doby dwudziestolecia międzywojennego doświadczył dużego ostracyzmu, co ukształtowało jego filozoficzne myślenie. Po tym, gdy przez lata doznawał  odrzucenia i obcości, zbliżył się do pojęcia doświadczenia twarzą w twarz, które dla niego wiąże się z wrażliwością. Levinas mówi, że nie da się bez niej ukształtować swojej autonomii. Inaczej nie możemy być niezależni i odpowiedzialni za swoje decyzje. Badacz pięknie nazywa też wrażliwość „odryglowaniem”: opuszczeniem zasłon, które tworzymy przed nami samymi i otoczeniem. Wnika ona przez coś, co określa „szczelinami niepokoju”. Dostrzega egzystencjalne pęknięcia podatne na to, co wydarza się drugiemu człowiekowi, na sztukę czy otoczenie.

Myślę, że całe wyzwanie z wrażliwością polega na tym, jak otoczyć ją – coś delikatnego, bawełnianego – kokonem ze stali.

Czy historia Levinasa uczy, że wrażliwcy są skazani na bycie outsiderami?

Pytanie, czy jako społeczeństwo je na coś takiego skazujemy i jak bardzo potrzebujemy normatywności. Jak bardzo chcemy zachować konkretny (np. patriarchalny czy kapitalistyczny) porządek rzeczy. Gdy wartość życiu nadają kategorie produktywności albo efektywności, wrażliwi ludzie nie wpisują się w ten ład. Tym samym doświadczą bycia outsiderami – tak było w przypadku wspomnianych przeze mnie Aron czy Brown. Autorki zaczynają swoje książki od wspomnienia z dzieciństwa, gdy były ciche i wycofane. Później szukały własnej wartości i społecznej akceptacji w byciu pilnymi uczennicami, a zarazem głęboko przeżywały pewne straty. To normy kulturowe sprawiły, że zostały niezrozumiane. Myślę, że całe wyzwanie z wrażliwością polega na tym, jak otoczyć ją – coś delikatnego, bawełnianego – kokonem ze stali. 

Społeczeństwo często mówi też o nadwrażliwości. Jak psychologia podchodzi do tej kategorii?

Termin ten stoi w porządku oceniającym, mówiącym o tym, że gdzieś istnieje pewna norma, której powinniśmy się trzymać. We współczesnej diagnostyce psychologicznej odchodzi się od takiego kategoryzowania. Mówi się raczej o kolorytach, spektrach. Na pewno jednak istnieje pojęcie zaburzeń integracji sensorycznej, które mogą występować u osób o wysokiej wrażliwości. Dotyczą niewłaściwego i nieuporządkowanego przetwarzania bodźców wzrokowych, słuchowych, dotykowych  przez układ nerwowy. Jednostkom tym trudno się skoncentrować i wydobyć z kontekstu, co jest figurą, a co tłem. Kolorowe paski na dywanie będą dla nich równie ważne co spojrzenie, ton głosu czy mimika rozmówcy. Taki wzorzec pojawia się u osób ze spektrum autyzmu lub tych, które urodziły się jako wcześniaki. Wynika on w dużej mierze z niedojrzałości układu nerwowego. Niekiedy dowiadujemy się o nim dopiero jako dorośli, uświadamiając sobie, że od dziecka drażniły nas metki w ubraniach, słońce raziło w oczy i wywoływało łzy, a odgłosy szkolnego baliku dudniły nam w głowie. Tę trudność da się oswajać za pomocą fizjoterapii, neurorehabilitacji, wyciszając pewne reakcje i przetwarzanie bodźców. A wracając jeszcze do przewrażliwienia – wtłaczanie w takie normy społeczne potrafi być po prostu niebezpieczne.

Wróćmy do kokonu ze stali. Jak wytworzyć taki pancerz i przekuć wrażliwość w swoją siłę? 

Jedną z dróg pozostaje oczywiście jej zabicie, do czego społeczeństwo nas zachęca, proponując painkillery, o których mówiłam. Znieczulenia w postaci odurzania się alkoholem, narkotykami, ale też poprzez kompulsywne kupowanie, ucieczkowe podróżowanie, poczucie złudnej omnipotencji. Dzięki temu nie doświadczamy bólu i nie czujemy, że kryje się w nas coś słabego. Czytanie własnej wrażliwości jest jednak ciekawsze. Aron mówi o tym, że składają się na nie cztery kroki.

Trzeba zrozumieć, jak działa wrażliwość i z czego wynika, podzielić swoje cechy na te niezmienne i te, na które można mieć wpływ. To świadomość tego, jak funkcjonujemy w sytuacjach stresu i przeciążenia, ale też poczucia własnego ciała i zbierania różnych doświadczeń.

Wyliczmy je. 

Pierwszy to samowiedza. Trzeba zrozumieć, jak działa wrażliwość i z czego wynika, podzielić swoje cechy na te niezmienne i te, na które można mieć wpływ. To świadomość tego, jak funkcjonujemy w sytuacjach stresu i przeciążenia, ale też poczucia własnego ciała i zbierania różnych doświadczeń. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo „żyjemy w głowie”. Myśli definiują nasz status i postrzeganie rzeczywistości, ale są często oderwane od naszych ciał. Połączenie głowy z ciałem, uszanowanie jego zmęczenia i tego, że nie zawsze będzie adaptowało się do nowych sytuacji, jest ważnym punktem. 

O czym jeszcze mówi Aron? 

Drugi z punktów to reframing – reinterpretacja poznawcza. Aron przytacza spostrzeżenia innych badaczy, którzy mówią o wrażliwości dającej przewagę. Dzięki niej zbieramy mnóstwo pozytywnych doświadczeń. Budujemy ciekawość świata, mamy większe pragnienie sukcesu, przyjemność dążenie do czegoś nowego, satysfakcję i zadowolenie.

Kolejna cecha to zdrowienie, gojenie ran. Wracamy tu do doświadczeń stygmatyzowania czy ostracyzmu. Wrażliwi ludzie niekiedy bywali określani mianem nietowarzyskich czy dziwnych. To, co dziś determinuje ich zachowanie, nie jest wrażliwością jako taką, tylko konsekwencją tych negatywnych zdarzeń z przeszłości. Aron apeluje, żeby zaopiekować się nimi i pójść dalej, traktując wrażliwość jako prezent od losu. Jednym ze sposobów na to może być uzupełnianie dziennika wdzięczności.  

Na czym to polega? 

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że cechując się wrażliwością, postrzegasz świat pełnią zmysłów. Dociera do ciebie inaczej, pełniej, intensywniej. Można spróbować zwrócić na to swoją uwagę, zastanawiając się nad tym, co dziś cię zaskoczyło, urzekło, wzruszyło albo doprowadziło do łez. Warto to dostrzegać, nie zapominając jednocześnie o ostrożności i rozwadze. Jesteśmy stale zachęcani do przepracowywania i przebodźcowania. Bycie w pozycji obserwatora skłania do tego, żeby się nie przegrzać. Wrażliwość wymaga ustanawiania granic. A, i jeszcze jedno: Bréne Brown mówi jeszcze o tym, że wrażliwe osoby są zaproszone przez świat do swobodnego udzielania się w nim. 

Na jakim polu może zachodzić to „udzielanie się”?

Wrażliwość otwiera miejsca do tego, żeby móc wykazać się swoim zaangażowaniem, na przykład na polu sztuki, wolontariatu czy polityki społecznej. Do takich osób pewne kwestie albo wartości będą głośniej przemawiać. Jeżeli stanie się naprzeciw nich, mimo kruchości lub wewnętrznego drżenia, zyska się odwagę i pewność siebie. W tym sensie wrażliwość manifestuje się w działaniu. Jako przykład do głowy przychodzi mi Greta Thunberg jako osoba neuroatypowa. Kategoria wysokiej wrażliwości jest z pewnością jej doświadczeniem. A jednak dzięki temu, że odczytuje pewne rzeczy w bardziej emocjonalny albo dosłowny sposób, miała odwagę powiedzieć politykom, że ukradli jej dzieciństwo. To był dość eskapistyczny przekaz, ale Szwedka była do niego mocno przekonana.

Rzeczy, o których mówiłam – głębokie przetwarzanie, wyczulenie na pewne bodźce, koncentracja na detalach, szczegółach, intuicyjne czytanie – zapraszają do tego, żeby jakoś je wyeksploatować. Sztuka jest sposobem na ich przetworzenie i ujęcie w konkretne ramy

Wrażliwe osoby rzeczywiście częściej sięgają do świata abstrakcyjnych idei czy emocji. Wydaje mi się, że podobnie jest z artystami. 

Myślę, że nie ma konkretnych badań mówiących o procentowym udziale osób wrażliwych w grupach artystów. Przypuszczam jednak, że taki związek zachodzi. Rzeczy, o których mówiłam – głębokie przetwarzanie, wyczulenie na pewne bodźce, koncentracja na detalach, szczegółach, intuicyjne czytanie – zapraszają do tego, żeby jakoś je wyeksploatować. Sztuka jest sposobem na ich przetworzenie i ujęcie w konkretne ramy. Szarpiące wewnętrznie doświadczenie zostaje przekute w zwartą, nazwaną i ułożoną całość. Tak można obłaskawić wrażliwość. 

Czy sztuka jest w tym znaczeniu formą terapii? 

Jako terapeutce bliskie jest mi to pojęcie i stojący za nim proces. Myślę jednak, że kultura medialna traktuje je inaczej, jako rodzaj usprawiedliwienia. Dzięki użyciu takiej definicji daje prawo do pokazywania emocji, które miały być prywatne, a stają się publiczne. Społeczeństwo mówi o eskapizmie, przepracowywaniu traum czy pisaniu konfesyjnym jak o synonimie złego stylu. Sztuka sytuuje się dla mnie krok wcześniej i mówi o doświadczeniu, które staje się autentyczne. Bliskości tego, co się wydarza wokół nas i czym można oddać cząstkę siebie. Tak zrobiła choćby Tracey Emin w pracy My Bed. To symbol niemocy i samotności, w których tkwiła. Stworzyła go, myśląc nad tym, czy te emocje są uniwersalne. Jednocześnie miała odwagę upublicznić swoją prywatną przestrzeń i powiedzieć: „Tu byłam, tu płakałam, tak duża była moja bezużyteczność”.

praca „My Bed” Tracey Emin / Karen Bryan / Europe a La Carte / Flickr
praca „My Bed” Tracey Emin / Karen Bryan / Europe a La Carte / Flickr

Przed upublicznieniem własnych emocji powstrzymuje jednak wstyd. 

To doświadczenie zbiorowe, charakterystyczne nie tylko dla młodych artystów. Pracuję na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, prowadząc konsultacje psychologiczne nie tylko ze studentami, ale i z wykładowcami. Często słyszę o takich emocjach. To z jednej strony poczucie anulacji („Po co to wszystko pokazuję?”), z drugiej tremy i spodziewania się ataku czy odrzucenia. 

Jaką mamy na to receptę? Czy trzeba na tym etapie zdusić wrażliwość? 

Jeśli jesteśmy blisko anulacji rzeczy, które były dla nas ważne, to znaczy, że gra w nas lęk – przesterowany, zbyt mocny, ale istotny sygnał. Nie należy go ignorować, tylko zinterpretować jako konkretną informację dopływającą z naszego organizmu. Coś jest dla ciebie istotne, ale nie oznacza to, że musisz się z tego wycofywać i uciekać. Potraktujmy lęk jako wskazówkę dotyczącą ważności danego doświadczenia, a następnie zastanówmy się, co może go ukoić: zdystansowanie się do niego, obśmianie tego doświadczenia, spotkanie z przyjacielem, długa, relaksująca kąpiel, przytulanie swego ukochanego pupila, spacer z patrzeniem w dal albo kontakt z naturą. Są różne rzeczy, które nas koregulują i ważne, żeby ich aktywnie poszukiwać.

Powinniśmy traktować wrażliwość jako cechę nas determinującą, a sam lęk jako sygnał dobiegający z ciała. Uznać, że wrażliwość chce ochronić przed tym, co spotka nas w danej sytuacji i wywoła napięcie. Umysł funduje całe to drżenie i chaos po to, żeby przygotować się na to, co ważne. Wycofać się na moment, zadbać o siebie i być gotowym na konfrontację. Wernisaż, spektakl czy pokaz filmu na festiwalu jest przecież dla artystów olbrzymim wydarzeniem emocjonalnym. 

Przyjmijmy, że takie wydarzenie już za nami. Jak przygotować się na ewentualne głosy krytyki? W głowie przecież pojawia się wtedy myśl, że może jednak trzeba było zrezygnować. 

Uważam, że prawdziwe interakcje dzieją się twarzą w twarz. Jeśli ktoś chciałby się skonfrontować z moim doświadczeniem lub je skrytykować, dałby mi możliwość usłyszenia tego w takiej formie i podjęcia polemiki. Gdy mamy jednak do czynienia z zalewającą falą hejtu, na przykład w kuluarowych rozmowach albo w mediach społecznościowych, musimy mieć świadomość tego, jak przy rzucaniu takich sądów działa gadzi mózg. To ewolucyjnie najstarsza struktura naszego mózgu, która uaktywnia się w sytuacjach utraty poczucia bezpieczeństwa, w tym także dyskomfortu spowodowanego tym, iż coś nas poruszyło, pokazało inny porządek rzeczy, zburzyło istniejące wyobrażenie o świecie. Tym samym dzieło sztuki, konfrontując nas z innością, może wywołać reakcję walki - deprecjacji, ataku. A kiedy nie mamy możliwości zidentyfikowania się z naszymi poglądami, jesteśmy bardziej skłonni do tego, żeby się radykalizować. Działa wtedy psychika tłumu i to, co mówimy, ulega polaryzacji. To nie jest wtedy krytyka danej osoby czy dzieła, tylko komunikat o nas samych. O tym, jakich własnych wartości  i obrazu samego siebie bronię, atakując drugiego człowieka. 

Nasz mózg działa jak radio, które nadaje różne treści niemające odzwierciedlenia w faktach. Niektóre z nich będą dla nas pomocne i będziemy chcieli je pogłośnić, a inne będą wysoce bezużyteczne albo nawet destrukcyjne.

Z naszej rozmowy wyłania się obraz tego, że w oswajaniu się z wrażliwością pomaga  samoświadomość. 

Lubię podejście mówiące o tym, że myśli nie są rzeczywistością. Nasz mózg działa jak radio, które nadaje różne treści niemające odzwierciedlenia w faktach. Niektóre z nich będą dla nas pomocne i będziemy chcieli je pogłośnić, a inne będą wysoce bezużyteczne albo nawet destrukcyjne. Możemy je ściszać, ignorować albo przyjąć do wiadomości, lecz się do nich nie zastosować. To wymaga odpowiedniego treningu, dystansu i odpoczynku, ale nie jest niemożliwe. 

Wrócę jeszcze do początku naszej rozmowy. Wspomniała pani o tym, że ponad 40% nie zna doświadczenia wrażliwości. Ustaliliśmy, dlaczego ta cecha przydaje się człowiekowi. Jak można ją rozbudzić i stymulować na co dzień? 

We wrażliwości kryje się komponent genetyczny, który objawia się w temperamencie – względnie stałej cesze wynikającej z budowy układu nerwowego. Nie oznacza to jednak, że nie można jej pobudzić u kogoś, kto nie ma jej naturalnie. Można zrobić to za pomocą różnych form bycia „tu i teraz” i zaangażowania społecznego, które buduje empatię oraz zrozumienie dla innych. Pamiętajmy jednak, że wrażliwość staje się osiągalna dopiero wtedy, gdy zwolnimy – jest uprzywilejowanym konstruktem. Jeśli ciągle gonimy lub wisi nad nami zależność finansowa, trudno nam działać z jej pozycji. Bardziej efektywna jest wtedy strategia siły czy walki. 

A czy obok bycia „tu i teraz” czy zaangażowania społecznego wśród tych metod może stać odbiór sztuki? 

Tak. Nawet u dzieci oswajanie ze sztuką pomaga szybciej wyjść im poza postawę egocentryzmu. Pokazuje się nią, że świat jest różnorodny, skomplikowany, w pewnym sensie nieprzenikniony i można widzieć go na tysiąc różnych sposobów. Sztuka odrywa nas od indywidualnego doświadczenia. Sprawia, że poznajemy perspektywę twórcy, to, jak inaczej nadaje sens poszczególnym fenomenom.

Publikował na łamach Krytyki Politycznej, Red Bull Muzyki, Gazety Magnetofonowej, Muno oraz innych magazynów zajmujących się kulturą. Szczególnie zainteresowany muzyką elektroniczną, kinem niezależnym, literaturą non-fiction i sztuką współczesną. Kiedy nie pisze, występuje w teleturniejach.

zobacz także

zobacz playlisty