Ludzie |

Jarek Jachna: Z nieba do piekła #DalekoWDomu23.04.2020

fot. Robert Ceranowicz

Cykl Daleko w domu to reakcja portalu PAPAYA.ROCKS na okoliczności, z którymi wszyscy się dziś mierzymy. Sklepy, ulice, teatry, bary, kina w związku ze światową pandemią opustoszały. Życie społeczne zamarło, a jego bohaterowie zostali w domach.

Musiałem odbyć przymusową kwarantannę, która trwała 2 tygodnie, bo cała pandemia zastała mnie w podróży. Jestem z zawodu architektem, a moja praca mocno mnie ostatnio frustrowała i potrzebowałem przerwy, by przemyśleć swoje życie. Na początku grudnia rzuciłem wszystko i wyjechałem sam do Nowej Zelandii. Tam przez 3 miesiące chodziłem z plecakiem po górach – przestrzeń, rzeki, natura i namiot. Znalazłem szlak „Te Araroa”, biegnący przez cały kraj z południa na północ. Przeszedłem jego fragment, południową dziką wyspę. Łącznie 1300 km na piechotę, czyli mniej więcej od Helu do Zakopanego i z powrotem. Zajęło mi to 68 dni.

Przygotowania do wyprawy odłożyłem na ostatnią chwilę, bo pracowałem do dnia, w którym wyjechałem. Tylko w przerwach od projektów kupowałem to, co było mi potrzebne, a resztę ekwipunku doposażyłem w Oakland. Jak już ruszyłem w swoją wędrówkę nie zawsze docierały do mnie informacje, co się dzieje na świecie. Czasem kogoś spotykałem i szliśmy razem przez 9 dni, nie mając żadnego zasięgu ani kontaktu ze światem zewnętrznym. Potem, na szlaku, wielu podróżników dowiedziało się o tym, że nie mogą wrócić, granice są zamknięte, a oni mają się teraz się gdzieś schować na miesiąc. Taka niespodzianka. Z Nowej Zelandii poleciałem do Indonezji, gdzie zastała mnie cała ta pandemia. Nie wiedziałem, co zrobić, naggle zrobiło się gorąco, zamykali kolej i hostel, w którym mieszkałem. Szybko poleciałem do Tajlandii, gdzie kupiłem ostatni bilet i 20 marca wróciłem do Polski.

Gdy wróciłem, poczułem się jakbym trafił z nieba do piekła. To był dla mnie duży przeskok, wręcz szok. Całe szczęście, że nie byłem sam, bo w Tajlandii spotkałem koleżankę i przymusową kwarantannę spędziliśmy później razem u niej w domu. Nie było to jednak łatwe – doskwierał mi brak przestrzeni, mieszkanie w bloku czy obawy o przyszłość. Nie miałem też zbyt dużo oszczędności ani pracy. Do tego czytanie wiadomości o pandemii i o tym, co wyprawia się w kraju naprawdę wyprowadzało mnie z równowagi. Za dużo informacyjnego bałaganu. Codziennie była u nas policja aby sprawdzać, czy nie wychodzimy. Dzwonili o różnych porach i musieliśmy machać z balkonu, ale byli bardzo mili i pomocni. Poza tym niewiele w tym czasie zażywałem ruchu, więc przekładało się to też na ogólne samopoczucie. Było tego po prostu za dużo. W pewnym momencie przepalił mi się chyba jakiś bezpiecznik i popadłem w lekki marazm.

Kiedy przeniosłem się już do siebie do domu, to trochę wyluzowałem i zacząłem się odnajdywać w tej nowej rzeczywistości. Tutaj mi łatwiej. Mam sąsiadów i nasz wspólny ogród, jest przyjemnie. Na razie nie szukam pracy, ale zastanawiam się, co mógłbym robić. Daję sobie czas. Pandemia jest dla ludzi zaskoczeniem, bo w ostatnich dziesięcioleciach nic takiego się nie działo. Chyba mieliśmy za dobrze. Zaskakują mnie teraz wszystkie katastrofalne wizje na temat gospodarki, świata i wszystkiego. Taka rzecz potrafi rozwalić człowieka, ale przecież i tak ją przetrwamy. Nauczymy się z tym żyć, jeśli już się trochę nie nauczyliśmy. Jestem dobrej myśli, wszystko się odrodzi. Moglibyśmy bardziej przejmować się zmianami klimatycznymi. Życie bywa zmienne, więc nie ma co się przywiązywać za bardzo do swoich planów.

Jarek Jachna – architekt, podróżnik, autor minibloga On My Way, by JJ, mieszkaniec Saskiej Kępy, sąsiad Pani Kasi, Pani Wandy oraz Adama i Ewy

fot. Robert Ceranowicz
fot. Robert Ceranowicz

Redaktorka Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty