Opinie |

Oscary 2022: Kto dostanie statuetkę, a kto powinien – oto nasze typy25.03.2022

Oscarowe typowania są nieodłączną częścią tych nagród – być może nawet bardziej emocjonującą niż sam rezultat. Ten poznamy już za kilka dni, w nocy z 27 na 28 marca. W tym roku najwięcej nominacji mają Psie pazury (12) Diuna (10) i mamy przeczucie, że w większej liczbie kategorii zatriumfuje jednak ten drugi film. Najbardziej interesuje nas jednak los tych mniejszych produkcji – dokumentów, filmów międzynarodowych i oczywiście filmu krótkometrażowego, gdzie mocno liczymy na zwycięstwo polskiej Sukienki. Przyjrzeliśmy się nominowanym we wszystkich oscarowych kategoriach zastanawiając się, kogo wybierze Amerykańska Akademia Filmowa.

Najlepszy film

Westernowy dramat wyreżyserowany przez Jane Campion to absolutny faworyt w tej kategorii. Statystyczne ma też największe szanse jeśli chodzi o finalną liczbę statuetek, przodując w tym roku z liczbą 12 nominacji. Inny werdykt Akademii będzie sporym zaskoczeniem, zwłaszcza, że Psie pazury mają już sporo na koncie – najlepszym filmem roku okrzyknięto je m.in. na Złotych Globach, Critics' Choice Awards, dostały się też na ważną listę American Film Institute i zdobyły nagrodę BAFTA. Dzieło Campion wydają się kochać niemal wszyscy, oprócz może ostatniego prawdziwego kowboja Hollywood, Sama Elliotta, który nazwał Psie pazury w programie Marca Marona „kupą gówna” (co wywołało zresztą spore zamieszanie). Z drugiej strony warto zadać sobie pytanie, czy netfliksowa produkcja, skądinąd bardzo ciekawa, zasłużyła na miano filmu roku; czy to oby na pewno obraz godny Oscara i zapamiętania na kolejne lata, do którego będziemy wracać z nabożną czcią? A może to po prostu bezpieczny wybór, idealnie wkomponowujący się w kategorię reżyserską (o której za chwilę), ale który za kilka lat dołączy do słynnych oscarowych rozczarowań, obok np. Angielskiego pacjentaMiasta gniewu? Jeśli więc nie Psie pazury, to kto? Mocnych konkurentów jest przynajmniej kilku. Po pierwsze: CODA. Mały, przejmujący film, który został sprzedany w Sundance za rekordową kwotę, zaginął trochę w odmętach platformy Apple TV+, ale jego wyróżnienie mogłoby być sporym zaskoczeniem podczas ceremonii. Po drugie: Licorice Pizza. Paul Thomas Anderson to jeden z najwybitniejszych filmowców dzisiejszych czasów, choć liczne oscarowe nominacje nigdy nie zamieniały się w statuetki. Licorice Pizza to pięknie opowiedziana, nastrojowa historia, która zasłużyła w tym roku na coś więcej niż tylko średnią frekwencję w kinach. Po trzecie: Diuna. Bo dlaczego nie? Spójrzmy na listę nominowanych i powiedzmy sobie szczerze – czy przy którymś z tych filmów było więcej masowych zachwytów niż w przypadku filmu Denisa Villeneuve’a?

Reżyseria:

W tym roku królowa wydaje się być tylko jedna, a na imię jej Jane Campion. Nowozelandzka reżyserka i scenarzystka powróciła Psimi pazurami do kręcenia filmów po 12 latach nieobecności i zrobiła jedną z najgłośniejszych produkcji roku – przejmującą, świetnie obsadzoną i dzięki dystrybucji na Netfliksie dostępną niemal dla każdego (co w czasach pandemii jest jednak nieocenioną wartością). I bez tego autorka FortepianuPortretu damy była legendą, ale teraz nikt nie będzie miał już wątpliwości – jednego Oscara, choć w innej kategorii, już ma, teraz czas na kolejną statuetkę. I to rok po tym, jak Chloé Zhao stała się drugą (!) kobietą w prawie 100-letniej historii Oscarów, która triumfowała w kategorii reżyserskiej. Tak, Campion swojego Oscara dostanie w tym roku bez dwóch zdań – zgadzamy się z tym w stu procentach, szczególnie, że nad jej stylem i zasługami na polu kinematografii pochylaliśmy się jeszcze przed całym psipazurowym zamieszaniem. Ciężko wskazać tu alternatywę – Paul Thomas Anderson raczej nie ma szans przebić się ze swoją kandydaturą, a Kenneth Branagh nie oczarował widzów tak, jak mógł w bardzo osobistym Belfaście. Najmocniejszym po Campion kandydatem wydaje się więc Ryûsuke Hamaguchi, reżyser chwalonego przez krytyków Drive My Car, ale i tu taka decyzja Akademii wywołałaby lekkie zdziwienie.

Aktorka pierwszoplanowa:

Tu sytuacja nie jest taka prosta – faworytki są dwie. Pierwsza z nich to Jessica Chastain, która przeszła na ekranie niesamowitą metamorfozę, „znikając” pod charakteryzacją jako Tammy Faye Bakker – ikony teleewangelizmu lat 70. i 80. Druga to Nicole Kidman, która wcieliła się w filmie Aarona Sorkina w Lucille Ball – aktorkę, której sławę przyniosła rola w sitcomie Kocham Lucy. Dwie skomplikowane i historyczne postaci, dwie uznane aktorki, dla których nominacja do Oscara to nie pierwszyzna – dla Chastain to trzecia szansa na statuetkę, dla Kidman piąta, licząc oczywiście wygraną w 2003 roku za Godziny. Patrząc na ten ostatni aspekt sprawiedliwiej byłoby nagrodzić Chastain, która sporo się też na planie nacierpiała i w jednym z wywiadów wyznała, że filmowy makijaż trwale zniszczył jej cerę. Czym jednak będzie kierować się Akademia, trudno powiedzieć. My wsadzimy kij w mrowisko i zaproponujemy inną kandydaturę. Nie Olivię Colman, która w ostatnich latach nominowana (lub nagradzana) jest dosłownie co roku i nie Penelope Cruz, w której kreacji u Pedro Almodóvara w Matkach równoległych wyraźnie coś zgrzytało. Nasz typ to Kristen Stewart, która – jak pisaliśmy już kiedyś przy okazji filmu Spencer – na naszych oczach wyrosła w ostatnich latach na naprawdę dobrą aktorkę. Dlaczego więc tego nie docenić?

Aktor pierwszoplanowy:

To będzie rok Willa Smitha. Co prawda wolelibyśmy na podium zobaczyć Andrew Garfielda, dającego z siebie wszystko w tick, tick... BOOM! czy nawet Benedicta Cumberbatcha, który podobno na planie Psich pazurów poświęcił się totalnie, ale korona należeć będzie do Króla Richarda i jego zwycięskiej rodziny. Powodem nie jest tylko ciekawa historia niezłomnego (i powiedzmy sobie szczerze trochę irytującego) ojca tenisistek Venus i Sereny Williams, która idealnie nadawała się do przełożenia na ekran. Nagroda powędruje do Willa Smitha raczej dlatego, że choć nikt z członków Akademii tego głośno nie powie, wreszcie można obsypać aktora-celebrytę złotem i odpłacić mu za lata nakręcania filmowego show businessu. To nie pierwsza okazja na Oscara dla Smitha – nominowany był już za Aliego (2001) i W pogoni za szczęściem (2006), ale przez ostatnie plus/minus 15 lat nie zagrał w niczym nadzwyczajnym. A tu proszę – dramatyczna, oparta na faktach i po trosze superbohaterska rola w konwencji American Dream. Nie pobije tego ani kreacja telewizyjnej gwiazdy sprzed lat (Javier Bardem), ani biografia musicalowego geniusza (Andrew Garfield), duszący w sobie mroczne wspomnienia kowboj (Benedict Cumberbatch) czy nawet najbardziej wyrazisty szekspirowski Makbet (Denzel Washington)

Aktorka drugoplanowa:

Do niedawno większości kinomanów nazwisko Ariany DeBose mówiło niewiele. Po jej występie w West Side Story Stevena Spielberga wiele się może jednak zmienić. Taki multidyscyplinarny talent – aktorski, taneczny i wokalny – nie trafia się często, podobnie jak wielka (i zdecydowanie słuszna) wiara w swoje możliwości – posłuchajcie wywiadu z DeBose TU. To też jedna z tych performerek, która ma w przyszłości realne szanse na tzw. EGOT, czyli zgarnięcie czterech najważniejszych nagród amerykańskich nagród w dziedzinie przemysłu rozrywkowego: Emmy, Grammy, Oscara i Tony Award. Póki co w tym sezonie zgarnęła „jedynie” BAFTĘ i Złoty Glob, ale Oscar dla niej to właściwie pewniak. Jej występ w remake’u West Side Story to nie tylko jakaś tam rola – to praktycznie symbol. Wystarczy wspomnieć, że w pierwowzorze z 1961 r. Anitę zagrała Rita Moreno, która za swój występ rok później dostała Oscara. Dlaczego więc nowa Anita, dziewczyna idealnie skrojona pod młode pokolenie kinomanów, nie miałaby triumfować dokładnie (!) 60 lat później? Hollywood kocha takie historie. Ale jeśli jakimś cudem nie Ariana DeBose, to warto zainteresować się kandydaturą Jessie Buckley. To zdecydowanie nasz typ: aktorka, która przyćmiła w filmie Córka samą Olivia Colman. A ta – przypominamy – nie potrafi grać źle.

Aktor drugoplanowy:

W ostatnim czasie motyw osób głuchych i trudności, z jakimi się borykają, powraca  w nominowanych do Oscara produkcjach. Był Sound of Metal, teraz podobne wątki pojawiają się w Drive My Car i filmie CODA. Oscar dla Troya Kotsura, aktora wcielającego się w ojca filmowej Ruby, to nie tylko oscarowa zagrywka wynikająca z wagi tematu. Ten głuchy aktor swoją rolą i prezencją na ekranie po prostu elektryzuje. To Troya Kotsura wybierze Akademia, a nie Ciarána Hindsa, który wraz z Judy Dench uratował aktorsko odrobinę „drewniany” Belfast, przyzwoitego J.K. Simmonsa czy rywalizujących tu ze sobą aktorów z Psich pazurów: Jessego Plemonsa i Kodiego Smita-McPhee. My również nie mamy w tej kategorii żadnej alternatywy. 

Najlepszy film międzynarodowy:

Niestety, przewidywania specjalistów, a także stosunek innych dotychczasowych nominacji do przyznanych nagród wskazują na to, że Oscara zdobędzie japońskie Drive My Car. Niestety, bo są w tej kategorii zdecydowanie lepsi kandydaci. Fakt, 3-godzinny film będący adaptacją zaledwie kilkudziesięciostronicowego opowiadania Haruki Murakamiego (polecamy przeczytać, bo odkrycie stworzonych na potrzeby scenariusza wątków jest co najmniej zaskakujące), to ciekawa, momentami hipnotyzująca podróż. Czasami jednak więcej w tym filmie formy niż treści i chciałoby się go cofnąć na stół montażowy. Podobnych dłużyzn zupełnie nie można odczuć w przypadku skandynawskich rywali Drive My Car: duńskiego Najgorszego człowieka na świecie Joachima Triera, o którego zaletach rozpisywaliśmy się TU oraz norweskiego animowano-dokumentalnego Przeżyć, z którego reżyserem mieliśmy przyjemność niedawno rozmawiać

Film dokumentalny: 

W kolejnej kategorii znów wybralibyśmy przejmujące i wymykające się schematom Przeżyć, ale Akademia postawi zapewne na Summer of Soul (...Or, When the Revolution Could Not Be Televised). Nie będziemy się o to bardzo kłócić. To ważny film, który wyreżyserował Ahmir Khalib Thompson, znany bardziej jako perkusista The Roots, Questlove. Jego reżyserski debiut skupia się na wydarzeniach z 1969 r., bardzo ważnych zarówno dla świata muzyki, jak i Czarnej Społeczności, które przyćmiła legenda odbywającego się niemal w tym samym czasie Woodstocku. Teraz, dzięki odświeżeniu archiwalnych materiałów, Harlem Cultural Festival ujrzał światło dzienne, a XXI-wieczny widz może cofnąć się w czasie i wziąć udział w niezwykłym święcie afroamerykańskiej kultury i zarazem narzędziu walki z dyskryminacją rasową. Tym bardziej, że w koncertowym filmie na scenie pojawiają się m.in. Nina Simone, Stevie Wonder, Mahalia Jackson, Sly and the Family Stone i B.B. King. Czego brakuje Summer of Soul? Mimo wagi tematu i gwiazdorskiego line-upu, forma koncertu oglądanego w kinie może odrobinę nużyć. O tych samych czasach i ważnych społecznych tematach, choć już odrobinę mniej muzycznie opowiada dużo lepszy naszym zdaniem Gang z Ulicy Sezamkowej, ale ten akurat nie został nominowany do Oscara i trzeba szukać go na platformach VOD.

Pozostałe kategorie:

W powyższych rozważaniach ograniczyliśmy się do tych najgłośniejszych, najszerzej komentowanych kategorii. Ale pamiętajmy – nie ma mniej lub bardziej ważnych Oscarów. Za każdą nominacją i statuetką stoją zaangażowani twórcy i ich ciężka praca. Dlatego, już bez większych szczegółów pochylimy się jeszcze nad m.in. nad zdjęciami (tu bezkonkurencyjny jest autor zdjęć do Diuny – Greig Fraser i to jego pewnie wybierze Akademia), muzyką (my typujemy Jonny’ego Greenwooda i Psie pazury, ale wygra pewnie Hans Zimmer i Diuna), montażem (jedna z niewielu szans na statuetkę dla Nie patrz w górę, choć Diuna wydaje się mocnym konkurentem) i dźwiękiem (znów stawiamy na Diunę, ale Akademia może docenić również bondowskie Nie czas umierać).


Warto wspomnieć też o scenariuszach – oryginalnym (marzy nam się Najgorszy człowiek na świecie i trumf duetu Joachim Trier – Eskil Vogt, ale być może Akademia doceni kunszt Adama McKaya i jego Nie patrz w górę) oraz adaptowanym. Ta ostatnia kategoria to prawdziwa zagwozdka, ponieważ cztery ze scenariuszy to adaptacje klasyków literatury: Franka Herberta (Diuna), Thomasa Savage’a (Psie pazury), Eleny Ferrante (Córka) i Haruki Murakamiego (Drive My Car). Tylko CODA jest adaptacją innego filmu – francuskiego, nominowanego do sześciu Cezarów La Famille Bélier z 2014 r. Typ Akademii? Zapewne Drive My Car, które, jak już wspominaliśmy, nie tyle jest adaptacją, co potraktowaniem krótkiego opowiadania i ledwo zarysowanych w nim wątków jako punktu wyjścia do wymyślenia całkiem nowych, wpisujących się w styl Murakamiego.


Jeśli chodzi o krótkometrażowe fabuły, to chcielibyśmy zobaczyć na scenie odbierającego Oscara Tadeusza Łysiaka za film Sukienka – na którego planie koordynatorką pionów kreatywnych była nasza firmowa koleżanka, Olga Kolankowska. Wśród dokumentalnych krótkich metraży typujemy natomiast Kiedy byliśmy łobuzami, z którego reżyserem rozmawialiśmy TU, a animowanych Rudzik Rudzia, choć tu Akademia pewnie postawi na Bestię. Pozostają jeszcze efekty specjalne (Diuna nie ma konkurencji), charakteryzacja (wspomniane już Oczy Tammy Faye zatriumfują nad Domem Gucci), scenografia (znów Diuna) i kostiumy (Jeśli nie Zaułek koszmarów to musi być Diuna). Na koniec kategoria, którą zazwyczaj bardzo trudno przewidzieć, ale w tym roku jest zwycięzcy są niemal pewniakami. Na Oscara za najlepszą piosenkę zasłużyli w tym roku autorzy bondowskiego utworu No Time To Die – Billie Eilish i Finneas O'Connell.

 

000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty